PAUL: Jaki był młody George? Był zadziorny. Pewny siebie. Umiał się odnaleźć. Nie dał się zahukać. Miał świetną fryzurę. Zaczesywał długie włosy do tyłu. Nasz przyjaciel, Arthur określił to jako "cholerny turban." "Jak cholerny turban." Miał racje. Wyglądało to jak wielki... Genialna sprawa. Jeszcze przed naszą sławą. Byliśmy po prostu dzieciakami. Nie mogliśmy się nigdzie dostać, bo nie byliśmy znani. Nauczyciele nas nie lubili. Jeszcze przed erą rock and rolla. Zawsze wydawało mi się to dość dickensowskie. Szkoła do której chodziłem z George'em była bardzo dickensowska. Nawet uczył tam Dickens. Była naprawdę dickensowa. Dorastaliśmy mając ochotę wyrwać się stamtąd. Byliśmy spragnieni. Więc sztuka była wspaniałą perspektywą. Wtedy oczywiście nie nazwalibyśmy tego sztuką. To był po prostu rock and roll.
Potrzebowaliśmy dobrego gitarzysty. John i ja potrafiliśmy coś tam zagrać, ale nie umieliśmy grać solówek. Nie byliśmy tacy dobrzy. Więc powiedziałem "Znam takiego gościa. Jest trochę młody, ale dobry." John odparł "OK, zobaczmy, co potrafi." Powiedziałem George'owi "Chcesz spotkać się z moim zespołem?" Odpowiedział "Jasne." Więc wziął gitarę. Byliśmy na górze w autobusie, w Liverpoolu, niedaleko domu Johna, w Woolton. Nikt z nami nie jechał, było późno i John powiedział "Dajesz! Zobaczmy, co potrafisz." Powiedziałem, "Dalej, wyjmij gitarę." Więc George ją wyjął, zagrał Raunchy.
PAUL [lipiec 2005, wywiad z okazji ukazania się albumu Paula: "Chaos and Creation in the Backyard"]: Cóż, hm... Zabawną rzeczą związaną z niektórymi piosenkami, jest to,że kiedy je piszesz, myślisz, że jesteś kimś innym... Na 'Fiends To Go' wydawało mi się, że gram rolę George'a Harrisona. Znaczyło to dla mnie, że chcę brzmienia jak w piosenkach George'a. W ten sposób zacząłem pisać piosenkę, mając go z tyłu głowy. To było jak... [Paul śpiewa: I’ve been waiting on the other side, for your friends to leave so I don’t have to hide… ] W całej tej sekwencji widziałem George'a jak to śpiewa...
PAUL [lipiec 2005, wywiad z okazji ukazania się albumu Paula: "Chaos and Creation in the Backyard"]: Cóż, hm... Zabawną rzeczą związaną z niektórymi piosenkami, jest to,że kiedy je piszesz, myślisz, że jesteś kimś innym... Na 'Fiends To Go' wydawało mi się, że gram rolę George'a Harrisona. Znaczyło to dla mnie, że chcę brzmienia jak w piosenkach George'a. W ten sposób zacząłem pisać piosenkę, mając go z tyłu głowy. To było jak... [Paul śpiewa: I’ve been waiting on the other side, for your friends to leave so I don’t have to hide… ] W całej tej sekwencji widziałem George'a jak to śpiewa...
Tak było. Usiadłem i pisałem i
czułem, że on był przy mnie. Pisałem, myśląc ciągle: „George
mógłby to tak napisać”. To było miłe. Przyjemny sposób
tworzenia muzyki.
GEORGE: (1976): Nie widziałem się z Paulem od czasu
jego party na Queen Elizabeth kilka lat temu [George się myli,
widział się z Paulem w Queen Mary w 1975]. Kto chce iść na
imprezę i być odnotowany jako statystyka wieczoru, kolejna gwiazda
pop na imprezie. Wszędzie kamery i mnóstwo innych ludzi... Nie chcę
się spotykać ze starymi przyjaciółmi w ten sposób
GEORGE (1976): Wiesz, chodziłem do
szkoły z Paulem. Był ode mnie starszy o rok. Spotkałem go kiedy
miałem 13 (11!) i spędziliśmy ze sobą 17 lat – aż do rozpadu.
Ludzie w Ameryce myślą, że zebraliśmy się razem około 1964 roku
a rozpadliśmy się po 1968. Ale od 1956 (1954?) ciągle trzymałem
się z Paulem, i trochę później z Johnem.
Kiedy jesteś z kimś tak blisko,
masz tendencję do szufladkowania tego kogoś... To między innymi
była jedna z przyczyn rozłamu. Ale w tym samym czasie mam wciąż
w sobie tendencję do bronienia Paula, Johna i Ringo – gdy tylko
ktoś, wcale nie uprawniony do tego, powie coś o nich. Po tym
wszystkim co razem przeszliśmy, to że coś takiego pozostało jest
czymś dobrym.
W 2003 roku Eric Clapton wspominał w
magazynie 'Rolling Stone' koncert 'Tribute To George'. Przez kilka
tygodni wszyscy przyjaciele George'a Harrisona przeprowadzali próby
w London Asylum Studios. Eric był pod wrażeniem postawy Paula
McCartney'a. Ci faceci – mówił Eric o The Beatles – potrafili
okazywać sobie miłość w sposób klasyczny. Wyjątkiem był Ringo,
który na koncercie powiedział wprost: 'Kochałem George'a a on
kochał mnie' [“I love George, and George loved me.” ]. Zrobienie
czegoś takiego nie byłoby łatwe dla Paula. Clapton wspomina dalej.
Chwali Paula, że ten w czasie prób świeci, gra na ukelele, śpiewa
z nim w duecie w 'Something' [zdjęcie]. 'Paul przyznał się, że nie zna „All
Thing Must Pass” i to było okropne dla niego, że musiał się z
tym utworem zmierzyć nie znając go wcześniej. To była także mała
lekcja pokory dla Paula. Przebywał wśród ludzi, o których
wiedział, że możliwe, że mieli lepsze niż on relacje z George'm.
Ale wierzę, że Paulowi bardzo brakuje George'a jak nikogo innego'
Ciekawym przykładem na relacje między
muzykami, klimat i nastawienie Paula do kompozycji George (w tym
przypadku 'All Things Must Pass') jest fragment rozmowy muzyków z 28
stycznia 1969, gdzie kompozytor utworu stara się przekonać lekko
znudzonych Paula i Johna, że nie jest to song smutny, depresyjny ale
optymistyczny także. Paul nie jest do końca przekonany do utworu
(ostatecznie nie znalazł się na albumach Beatlesów), próbuje być
twórczo krytycznie, ale znając niektóre teksty Paula, sam
dostrzegam ogromne pole dla George'a, który mógł tak samo
'rozkładać na czynniki pierwsze' poezję kolegi.
GEORGE: Jest także szczęśliwy,
ponieważ to jest jak - jak, no, jeśli wszystko przemija, to w tym
jest także przesłanie, że zawsze coś z tego pozostanie. Czyż nie
jest tak? Czy nie oznacza to także, że przeminą także złe
rzeczy? Wiecie, to jak … (dłuższe milczenie)
PAUL: Nic nie jest trwałe.
GEORGE: Ostatnia linia mówi:
“Darkness doesn’t last all night time, and in the morning, it
will fade away.” (Ciemność nie trwa przez całą noc, przemija o
poranku). „Sunlight - jak to idzie, daylight is...”
PAUL: “The sunrise doesn’t last all
morning.”
GEORGE: “Daylight is good at
arriving at the right time.” Tak zawsze jest. Jest coraz ciemniej,
ale nagle w odpowiednim czasie pojawia się światło słoneczne,
wiesz o tym...
PAUL: To inny odcień ciemności,
nieprawda? Lub światła...
- Czy Paulowi chodziło o
zachowanie zespołu razem czy stawał się szaleńcem chcącym
wszystko w zespole kontrolować? A może i tym i tym?
GEORGE (1992): Cóż... Czasem Paul 'rządził'
wszystkim po to by nagrywana piosenka była lepsza, ale czasem
zawłaszczał dobry materiał muzyczny, który mógł pójść
zupełnie w innym kierunku. George Martin robił tak samo. Ale obaj
po latach przeprosili mnie za to.
- Wkurzyło ciebie to tak, że
opuściłeś zespół na krótko w czasie sesji 'Let It be'. Problemy
wisiały cały czas w powietrzu i narastały. Co ciebie aż tak
zdenerwowało u Paula?
GEORGE: W owym czasie Paul poza sobą
niczego nie dostrzegał. Był sam sobą nakręcony i widział na
rolce tylko kadry ze sobą. W jego umyśle wszystko działo się
wokół niego, podporządkowane tylko jemu, jego pomysłom. Nie miał
pojęcia, że inni ludzie są tak samo wrażliwi, mają swoje ego.
Nadszedł wreszcie mój czas, czas na moją piosenkę, mimo że wtedy
było bardzo ciężko doprowadzić do takiej sytuacji. Paul był
zawsze bardzo twórczy gdy chciał współpracować. Na przykład,
ten galopujący fortepian w ‘While My Guitar Gently Weeps’ był
Paula i jest to genialny fragment, nawet dzisiaj. Na swoim albumie
'Live in Japan' kazałem swojemu muzykowi, by zagrał to na
klawiszach identycznie, nuta po nucie. A jeśli posłuchasz partii
basu na 'Something' to wiesz, że kiedy tylko chciał, Paul mógł
zagrać wiele. Ale wiesz, to był taki okres kiedy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz