FOTKI: A HARD DAY'S NIGHT - film

 JOHN: Bzdurą jest porównywanie nas do Braci Marx. Jedynym podobieństwem jest to, że ich było czterech i nas jest tak samo czterech.


PAUL: Od  jakiegoś czasu myśleliśmy o nakręceniu filmu. Byliśmy już na etapie sukcesów w Ameryce. Przyszedł czas na film. Byliśmy zakochani w filmie "The Girl Can't Help It" i wiedzieliśmy, że możemy zrobić rock and rollowy film. Widzieliśmy różne amerykańskie produkcje i choć wiedzieliśmy, że były niskobudżetowe i niezbyt dobre, oglądaliśmy je ponieważ miały muzykę. Chcieliśmy wystąpić w filmie ale dobrym filmie. Większość z nich klecono z jakąś marną opowieścią o prezenterze, który jechał na trasę z jakimś zespołem. To były okropne historie.
JOHN: Nie chcieliśmy robić kiepskiego filmu, więc nalegaliśmy, by napisał go zawodowy scenarzysta.

PAUL: Zaproponowano nam wcześniej film „The Yellow Teddy Bears”. Byliśmy tym podekscytowani, gdy okazało się, że zaangażowany w to facet miał sam napisać wszystkie piosenki, a na to nie mogliśmy się zgodzić. Nadal byliśmy zainteresowani zrobieniem filmu, więc Brian zaczął rozmawiać z ludźmi i wymyślił Dicka Lestera. Brian powiedział, że Dick zrobił The Running Jumping & Standing Still Film – klasyczną komedię ze Spike'em Milliganem. Uwielbialiśmy ten film, więc zdecydowaliśmy: „Bierzemy go. To nasz człowiek”.



RINGO: To była znakomita zabawa. Kręcenie filmu było dla mnie czymś niesamowitym. Jako dziecko uwielbiałem filmy. Chodziłem cholernie dużo do kin Beresford i Gaumont w Liverpoolu. Mam świetne wspomnienia z sobotnich poranków. Podobało mi się wszystko -  jeśli pokazywano film piracki, byłem piratem, jeśli to był western, byłem kowbojem lub wychodziłem jako D'Artagnan i przez całą drogę walczyłem na szpady. Film była dla mnie krainą fantazji i nagle my graliśmy w filmie. Johnowi też się to podobało. Miałem wrażenie, że tylko George przez większość czasu nie chciał grać. Robił to tylko dlatego, że my to robiliśmy.


GEORGE: Nie wiem o czym mówi Ringo. Uwielbiałem te zajęcia. Nie lubiłem jedynie wstawać o 5 rano. Zaczynaliśmy bardzo wcześnie. Musieliśmy przybyć na miejsce, przebrać się, uczesać i umalować. Gdy my się szykowaliśmy, oni próbowali sceny z dublerami. Wołali nas dopiero wtedy, gdy byli gotowi na kręcenie scen z nami. Tyle się zawsze dookoła działo, że nigdy nie wiedziałem ile jest dookoła nas kamer. Nie zwracaliśmy zresztą zbytniej uwagi na szczegóły - byliśmy w środku otoczeni tym wszystkim.


PAUL: Dick przyszedł na spotkanie i okazało się, że jest także muzykiem. Grał trochę jazzu na pianinie, przez co był dla nas bardziej interesujący. Był Amerykaninem, ale pracował w Anglii. Pracował z The Goons i to nam wystarczyło.

JOHN: Byliśmy dziećmi programu „The Goon Show”. Mieliśmy swoje lata. W pewien sposób byliśmy przedłużeniem tego buntu.
 
JOHN: Lime Street słynie z Liverpoolu z tego, że były na niej prostytutki. Przesłuchaliśmy ludzi, którzy mieli dla nas pisać i trafiliśmy na faceta, który był znany ze względu na swój liverpoolski akcent. Znaliśmy jego dorobek i zgodziliśmy się Potem on musiał nas zobaczyć, by przekonać się, jacy jesteśmy. Okazał się profesjonalnym liverpoolczykiem i napisał wszystkie role.
 
 
 
RINGO: Brian znalazł także producenta, Waltera Shensona, albo może Walter Shenson znalazł jego, jako, że każdy chciał zrobić ten film. Zaczęliśmy się kumplować się z Alunem Owenem. Pojechał z nami na część angielskiej trasy i udokumentował chaos, jaki wokół nas panował, to jak żyliśmy. Zrobił nasze karykatury.
Ekipa 'A HARD DAY'S NIGHT' : Brian Epstein, Dick Van Dyke (z amerykańskiego show), Walter Shenson, Mal Evans, Alun Owen, Denis O`Dell (także producent) -  1 marca 1964 - Twickenham Studios - podczas kręcenia filmu
 
NEIL ASPINALL:  Mnie zagrał Norman Rossington – mały Norm. Lubiłem go, był miłym facetem. Nie rozmawiał ze mną o swojej roli, tylko trzymał się scenariusza, który był trochę frustrujący, bo nie miał nic wspólnego z rzeczywistością.

   Dla The Beatles ten film oznaczał sześć tygodni ciężkiej pracy. Wyglądało na to, że oni wszystko robią szybko. Nie chodziło tylko o film, ale także o napisanie piosenek, nagranie płyty i inne rzeczy z tym związane.

   John i Paul ciągle pisali piosenki, ale to nie znaczy, że mieli 14 czy 16 piosenek gotowych do nagrania. Mieli tylko kilka, a resztę napisali w biegu. Musieli być w studiu w środę, by napisać jeden utwór, a do piątku mieli napisać parę innych. Pisali cały czas – w samolotach, siedząc całymi dniami w hotelach, na basenie, wszędzie. Gitary były zawsze pod ręką.
JOHN: Zawsze staraliśmy się zrobić to bardziej realistycznie, tak by kamery kręciły prawdziwe życie. Tak się nie dało, a ponieważ to oni kręcili ten film, tak zostało. Było OK. Wiedzieliśmy, że to było lepsze niż inne rockowe filmy. Najlepsze są te momenty, kiedy nie trzeba nic mówić, tylko biegamy. Wszyscy lubiliśmy ten fragment na polu, gdy biegamy jak szaleńcy, bo to jest czysty film. Tak jak mówił reżyser, mogliśmy być, kim chcieliśmy.

Od prawej: Paul i Pattie Boyd
 
 PAUL: Nie tak z reguły pracowaliśmy, bo nie pisaliśmy piosenek na zamówienie. Zazwyczaj siadaliśmy z Johnem i jeśli przyszło nam coś do głowy, to pisaliśmy o tym piosenkę. Jednak Walter Shenson poprosił Johna i mnie, czy moglibyśmy napisać piosenki do początkowych i końcowych napisów. Myśleliśmy o tym i uznaliśmy za idiotyczne napisanie piosenki zatytułowanej „A Hard Day’s  Night”. Początkowo to brzmiało zabawnie, potem jednak przyszedł pomysł jak powiedzieć, że to jest noc po ciężkim dniu, że pracowaliśmy tyle dni i że wracamy do dziewczyny i że wszystko jest w porządku. No i powstała piosenka.


 

JOHN: To było dobre pokazanie nas podczas tournée w Londynie i Dublinie. To było o nas razem w sytuacji, kiedy mieliśmy grać przed ludźmi. Tacy byliśmy. Alun Owen widział konferencję prasową, więc całkiem dobrze odtworzył ją w filmie. Wówczas jednak uważaliśmy, że to było trochę naciągane.

RINGO: Tak więc „A Hard Day's Night” to jakby dzień z życia, a właściwie dwa dni i dwie noce z naszego życia. Jechaliśmy do studia na nagranie, potem do telewizji i przy okazji działy się rzeczy, które naprawdę miały miejsce. Alun dopisał też kilka ról dla innych osób.
JOHN: To była komediowa wersja tego, co się z nami działo. Presja była znacznie większa niż ta, którą widać w filmie. Zaakceptowałem film, choć przed napisaniem scenariusza Alun Owen spędził z nami tylko dwa dni. Byliśmy jednak nieco wściekli ze względu na pewną nieszczerość.

JOHN: Jechałem do domu samochodem i Dick Lester zasugerował tytuł z wcześniejszej wypowiedzi Ringa. Wykorzystałem ją w książce ‘In His Own Write’, ale to było coś od czapy, w stylu Ringa – jedno z jego przekręceń, taki ringoizm powiedziany nie dla hecy, tylko normalnie. Dick Lester stwierdził, że zrobimy z tego tytuł. Następnego dnia przyniosłem tę piosenkę.

GEORGE MARTIN: To był pierwszy film, do którego napisałem muzykę. Ponadto miałem szczęście, bo reżyser był muzykiem. Nagraliśmy piosenki do filmu tak jak normalne utwory, a Dick użył wielu piosenek, które nagraliśmy wcześniej, jak choćby „Can’t Buy Me Love”, która pojawia się w filmie dwukrotnie.
Przygotowałem instrumentalną wersję „This Boy” jako część muzyki podkładowej i wykorzystałem ją podczas  sekwencji, kiedy Ringo plącze się w pobliżu rzeki. Zatytułowaliśmy to „Ringo’s Theme” i trafiło na amerykańską listę przebojów w kategorii płyt orkiestrowych, co bardzo mnie usatysfakcjonowało. Nagrane to było i zmiksowane na cztero-śladzie.


GEORGE: Jest taki dialog, w którym mówię: „nie włożę tego, to jest grockie!” Wymyślił to Alun Owen, nie ja. Ludzie latami używali tego słowa. To był nowy zwrot – grockie, czyli groteskowe.

JOHN: Uważaliśmy, że to słowo było dziwaczne i George zawsze się kurczył z zakłopotania, gdy musiał go użyć

JOHN: Scena w wannie była spontaniczna. Sam pomysł taki nie był, w tej scenie miałem robić to, co sobie wymyśliłem. Sporo z tego jest spontaniczne. Zrobiliśmy wiele wypowiedzi na poczekaniu, ale w filmie nie ma czegoś takiego jak zdanie na poczekaniu, bo trzeba to osiem razy powtarzać. Powiesz coś nieoczekiwanego i każdy się z tego śmieje, śmieje się nawet technika, ale za chwilę mówią ci: „Zrób to jeszcze raz” i wówczas twoje „na poczekaniu” powoli więdnie, aż w końcu to wcale nie jest już śmieszne. Z reguły trzymaliśmy się scenariusza, ale niektóre gagi były nasze, albo reżysera. On sam sporo podrzucił.
RINGO: Większość scen była z scenariusza. Końcówki były nasze, bo gdy zbierano nas czterech w pokoju, każdy robił coś zupełnie innego. Wymyślaliśmy różne rzeczy, bo czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie. Natomiast problem znakomitego aktora Wilfrida Brambella polegał na tym, że gdy kończyła się scena, on stawał się sobą. To wyglądało idiotycznie, bo reszta z nas gadała: ‘Bla, bla, bla, taaa…’ i coś takiego, a on jako profesjonalista był zupełnie obok.
 

PAUL: Wsiedliśmy do pociągu na stacji Marylebone, pociąg ruszył i nagle byliśmy w filmie! W filmie występują uczennice w strojach gimnastycznych, choć w rzeczywistości były to modelki. Byliśmy nimi zafascynowani, a George nawet się z jedną z nich – Pattie Boyd, ożenił.

   To był wspaniały dzień. Sfilmowaliśmy scenę, w której fani wpadają na stację, a pociąg rusza i zostawia fanów na peronie. Wtedy mogliśmy kręcić następne rzeczy. Pojechaliśmy pociągiem tam i z powrotem i w tym czasie nakręciliśmy różne sceny.

JOHN: Sceny z pociągiem wprawiają nas teraz w zakłopotanie. Jestem przekonany, że ludzie w kinach tego nie widzą, ale MY wiemy, iż jesteśmy śmiertelnie poważni w tym, co robimy, że patrzymy jeden na drugiego. Paul jest zakłopotany, kiedy patrzę, jak on mówi wie, że ze mną było tak samo. Z reguły widać te nerwowe sceny w filmach, szczególnie końcówki, bo to się kręci jednego dnia, a drugiego kręci się początek tej sceny. My kręciliśmy niemalże całymi sekwencjami. Pierwszą był pociąg, w którym byliśmy śmiertelnie zdenerwowani. Podczas całej sekwencji w pociągu byliśmy jednym kłębkiem nerwów.

  Jeśli ktoś nie potrafi grać, to jest taki jak pierwszy reżyser. Reżyser i my sami wiedzieliśmy, że nie potrafimy grać. Dlatego próbował nas łapać bez ostrzeżenia, tylko, że tak nie dało się pracować, bo w filmie trzeba na okrągło powtarzać pewne sceny. On robił co mógł. Te momenty, kiedy jesteśmy naturalni, wystają niczym chory kciuk.



GEORGE:  Ringo zawsze używał zwrotów niepoprawnych gramatycznie i wszyscy mieliśmy z tego niezły ubaw. Pamiętam jak kiedyś wracaliśmy autostradą M1 do Liverpoolu z Luton zefirem Ringa i maska samochodu nie była dobrze zamknięta. Dostał się pod nią wiatr i podniósł ją nad szybą. Wszyscy krzyczeliśmy: ‘Aaaaa’, a Ringo spokojnie stwierdził: „Nie bójcie się, wkrótce będziecie w swoich łóżkach bezpieczności”.


RINGO: Teraz jest już lepiej. Kiedyś, gdy wypowiadałem jedną myśl wpadała mi do głowy następna i wypierała tą następną. Kiedyś pracowaliśmy przez cały dzień, a potem długo w nocy. Kiedy wyszliśmy, myślałem, że jest jeszcze dzień i powiedziałem: „To był ciężki dzień”. Rozejrzałem się jednak dookoła i zauważyłem, że była już noc.


RINGO: Nie znosiliśmy wstawać rano i jest na to dobry przykład w scenie, która była moją koronną. Chodzi o spacer nad rzeką, fragment z „samotnym facetem”.

Przyszedłem na plan prosto z nocnego klubu (bardzo nieprofesjonalnie) i, mówiąc delikatnie, miałem kaca. Dick Lester zgromadził już wszystkich na miejscu, włącznie z dzieciakiem, z którym miałem grać scenę. Mózg mi nie pracował. Było po mnie.

Spróbowaliśmy tego na kilka sposobów. Próbowali wersji z dzieciakiem mówiącym swoje kwestie, a moje krzyczał ktoś zza kamery. Potem ja mówiłem kwestię dzieciaka, a on robił: 'bla bla bla'. Lub ja mówiłem: 'I jeszcze coś koleżko...' Byłem tak beznadziejny, że wreszcie stwierdzono: „Zróbmy cokolwiek”. Ja na to: „Pozwólcie mi tylko iść i to sfilmujcie”. No i tak to zostało. Wyglądałem tak ponuro i marnie, bo czułem się jak gówno. Czułem się tak źle, że nie ma tam żadnego aktorstwa.'
PAUL: Do napisania scenariusza Dick Lester pozyskał Aluna Owena, sympatycznego, liverpoolsko – walijskiego dramaturga, który napisał bardzo dobrą sztukę telewizyjną „No Tram to Lime Street” z Billie Whitelawem w roli głównej.
JOHN: Podobało nam się kręcenie, ale nie lubiliśmy musicali, tego, że nagle ni stąd ni zowąd zaczyna się w nich piosenka. Staraliśmy się więc uważać, żeby nagle nie powiedzieć: „A może zaśpiewamy piosenkę?”, ale mogliśmy zrobić to tylko w pewnym zakresie. Takie wejście byłoby dla nas wstydliwe. Jest jednak taki moment w filmie, kiedy mówię ten amerykański banał: „No co, dzieciaki, może zrobimy teraz jakiś show?”, Początkowo to był tylko taki nasz żart. Norman Rossington powiedział, że takie rzeczy zdarzały się we wszystkich tego typu starych filmach. Powiedzmy, że była scena na środku pustyni i ktoś nagle mówił: „Dzieciaki, mam świetny pomysł, może zrobimy tu show?” Wrzuciłem to do filmu, ale nie wyszło, bo wygląda to, że mówię na poważnie. Myśleliśmy, że ten słowny gag da wytchnienie i każdy złapie ten żart, po którym zagramy (filmowa scena z "If I Fell" - RK)
JOHN: Razem z Paulem z przyjemnością pisaliśmy muzykę do tego filmu. Były takie chwile, kiedy naprawdę myśleliśmy, że nie zdążymy napisać całego materiału. Udało nam się skończyć kilka numerów, kiedy byliśmy w Paryżu. Trzy następne dokończyliśmy w Ameryce, wylegując się na plaży w Miami. Cztery numery naprawdę mnie biorą -  „Can’t Buy Me Love”, „If I Fell”, „I Should Have Known Better”, piosenka z harmonijką, która jest podczas sekwencji z pociągiem, oraz „Tell Me Why”, rytmiczny kawałek, który pojawia się pod koniec filmu.
GEORGE: Po drodze, kręcąc, wymyśliłem pewne rzeczy (choć muszę przyznać, że one nie wyglądają zbyt spontanicznie), jak choćby konferencję prasową. Wymyśliliśmy dużo odpowiedzi, a Dick Lester mówił: „To jest dobre, powiedz to”. Był w tym naprawdę dobry.
Richard Lester
 
PAUL: Alun wyłapał wiele naszych smaczków. Rzeczy w stylu: 'Spóźnił się, ale jest czysty, no nie?' Takie małe żarty, nasz sarkazm, humor, dowcip Johna, lakoniczność Ringa – każdego z nas pokazał takim, jakim był.

W filmie udało się całkiem dobrze oddać nasze postacie, bo Alun bardzo się starał włożyć w nasze usta tylko te słowa, które mógł od nas usłyszeć. Kiedy kończył jakąś scenę, pytał: „Czy jesteście z niej zadowoleni?”, a my na to: „Taaa, to jest dobre, ale czy mógłbym powiedzieć to tak?” Uważam, że napisał bardzo dobry scenariusz.
GEORGE: Jest taki dialog, w którym mówię: „nie włożę tego, to jest grockie!” Wymyślił to Alun Owen, nie ja. Ludzie latami używali tego słowa. To był nowy zwrot – grockie, czyli groteskowe.
Alun Owen


JOHN:  Uważaliśmy, że to słowo było dziwaczne i George zawsze się kurczył z zakłopotania, gdy musiał go użyć.
GEORGE: W Liverpoolu każdy uważa się za komika. Wystarczy przejechać się tunelem pod Mersey, a facet, który pobiera opłatę za wjazd, okaże się komikiem. Urodziliśmy się z tym i mamy to w sobie.

W naszym przypadku humor był nawet silniejszy, bo każdy z nas czterech korzystał z zasobów kolegów. Jeśli komuś zabrakło pomysłów, to inny rzucał jakieś bombowe zdanie.
GEORGE: Ludzie kojarzą nas z poczuciem humoru i uważam, że humor był integralną częścią The Beatles. Kiedy pojawiło się dużo nowych zespołów, takich jak Gerry and the Pacemakers, nikt nie był w stanie powiedzieć, kto kim był. Ich hity były podobne i każdemu poświęcano tyle samo czasu w mediach. Nawet mając hit potrzebowałeś czegoś ekstra, by zwrócić uwagę mediów. The Beatles byli bardzo zabawni i nasz humor sprawdzał się w Nowym Jorku czy gdzie indziej, wszędzie był świetny. Mieliśmy niewyparzone języki i ludzie to kochali.

PAUL: Film miał amerykańskiego producenta. Sprawdził się dla amerykańskiej publiczności i odniósł międzynarodowy sukces, choć w amerykańskiej wersji zmieniono słowo lub dwa. Mieliśmy z tego powodu masę kłótni. Powiedziano nam, że Amerykanie nie zrozumieliby niektórych angielskich zwrotów. My na to: „Chyba żartujecie, oglądamy wasze kowbojskie filmy i wszystko rozumiemy”. Dostawaliśmy masę listów w stylu: „Widziałem film ‘A Hard Day’s Night’ 75 razy i uwielbiam ten film”.
JOHN: Pierwsza projekcja tego filmu była najgorsza, bo na sali byli producenci, reżyser, kamerzyści i wszyscy ludzie zamieszani w jego powstanie. Gdy widzisz siebie na dużym ekranie pierwszy raz, to oglądasz siebie, mówiąc: „O, spójrz na ucho. O, spójrz na mój nos, zobacz jak sterczą mi uszy”. Każdy z nas się tak zachowywał i pod koniec filmu byliśmy wściekli, bo nie widzieliśmy co się w nim działo.



PAUL: Nie wiem dokładnie jaki był kontrakt na ten film, ale jeśli dobrze pamiętam, to nie dostaliśmy za niego tantiem. Dano nam jednorazowe wynagrodzenie. Lepiej byłoby wziąć mały procent od dochodów. Nasz księgowy miał 3%. Nie przejmowaliśmy się tym, mówiąc: „jesteśmy artystami, nie interesuje nas przeszłość…” Ustaliliśmy tylko jedno: „Brian, załatw nam trochę pieniędzy. Załatw najlepszy kontrakt jaki potrafisz”.



RINGO: Ten film zaplanowano na wiele miesięcy przed jego powstaniem i gdy go kręciliśmy, staliśmy się bardzo popularni, a kiedy ukazał się film ‘A Hard Day’s Night’ byliśmy już gwiazdami. Taaa, jeszcze przed premierą i po, uznaliśmy: ‘Taaa, jesteśmy gwiazdami. Podbiliśmy wiele krajów, sprzedajemy masę płyt i wszyscy nas kochają’. Nie sądziłem jednak, że tak będzie wiecznie. Byliśmy na topie, mieliśmy po 20 lat i to nam pasowało.






 
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog 
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz