ŚMIERĆ JOHNA LENNONA - pamiętamy... (7)


To wpis zamykający serię tekstów o śmierci Johna, choć z pewnością na blogu pojawią się jeszcze jakieś odwołania do tego wydarzenia. W pierwotnym założeniu - miałem przygotowany skrypt - miały być tutaj tylko wypowiedzi różnych znakomitości, gwiazd o swoich reakcjach na wieść o śmierci Johna. I niejako ten tekst taki jest, z tym, że znacznie go okroiłem go. Znalazłem wcześniej i umieściłem w nim dosłownie setki takich wyznań (M.Douglas, J.Travolta, M.Faitfull, G.Nash, J.Taylor i inni), nie przeczę, przeważnie interesujących, ciekawych, mądrych, ale mówiących w sumie o jednym, tym samym, doskonale nam znanym.
 O wyjątkowości Johna Lennona, The Beatles, znaczeniu obu tych ikon XX wieku dla samych mówiących jak i dla całych pokoleń. Chcę jednak zamknąć już ten temat więc dzisiaj ostatni wpis. Ból nadal taki sam. Niezmienny od 38 lat. I to się już nie zmieni. W clipie piosenka Johna wydana pośmiertnie. "Nobody Told Me".



9 grudnia 1980. Dzień po śmierci Johna Cynthia z Julianem opuściła dom Maureen Cox.  Maureen z Zakiem odwieźli wdowę i syna zamordowanego muzyka do ich domu w Ruthin, w North Wales. Na miejscu ojczym Juliana, John Twist powiedział im, że niebawem będzie tutaj prasa, stąd Cynthia i Julian (na zjęciu) wymykają się z domu by zawieźć Juliana na lotnisko do Manchesteru, skąd Julian ma złapać lot do Nowego Jorku. Na zdjęciu z tyłu widzimy Zaka Starkey'a, syna Ringo i Maureen.

CYNTHIA: Chciałbym powiedzieć, jak strasznie jesteśmy zdenerwowani nagłą śmiercią Johna Lennona. Zawsze czułam głębokie  przywiązanie do Johna od czasu rozwodu i zawsze zachęcałem go do bliższych relacji  z Julianem, co uważałam za najlepsze. Przyszło tak nagle. Julian pozostawał bardzo blisko swojego ojca w ostatnich latach. Ma nadzieję na karierę muzyczną i szukał wskazówek od swojego ojca. Niebawem mieli się zobaczyć.




MICK JAGGER:  Lubiłem Johna. Był jednym z tych, z którymi lubiłem przebywać. Nie byliśmy ze sobą bardzo blisko, ale byliśmy prawie przyjaciółmi. Po tym jak Beatlesi i Stonesi przestali grać w klubach nie widywaliśmy się zbyt często, dopóki gdzieś ok. 1974 odseparował się od Yoko. Nasza przyjaźń odżyła na nowo. Ale kiedy wrócił do Yoko, znowu jakby wpadł w stan hibernacji... kiedy odwiedziłem go kiedyś w Dakocie, zostawiłem mu notatkę: 'Mieszkam niedaleko, wiem, że nie chcesz widywać nikogo, ale jeśli zechcesz, proszę zadzwoń'. Nigdy tego nie zrobił.

 FRANK SINATRA: To była oszałamiająca chwila, w której usłyszałem wiadomości. Lennon był ogromnie utalentowanym człowiekiem, ale przede wszystkim delikatną duszą. John ze swymi przyjaciółmi wyznaczył wysokie standardy, według których mierzona jest dzisiaj muzyka.


SID BERNSTEIN: John Lennon był diamentem. Ogromnie błyskotliwym i obdarzonym. Był Bachem, Beethovenem, Rachmaninovem naszych czasów. 

CHUCK BERRY:  Od czasu kiedy zrobili swój pierwszy hit z "Roll Over Beethoven", zawsze czułem bliskość z The Beatles. Kiedy John zginął poczułem się jakbym stracił cząstkę siebie.


KEITH RICHARDS: Byłem w na Piątej Alei (Nowy Jork). Gdy doszły mnie pierwsze wieści, pomyślałem, "Wyjdzie z tego". No wiesz, 'To tylko rana'. Ale za chwilę przyszły już te prawdziwe. Nie był moim kumplem, wiesz, był kumplem wszystkich. Był zabawnym facetem. I nagle zdajesz sobie sprawę, że to cię oszołomiło. Naprawdę w to nie wierzysz. I myślisz, "Na Boga, dlaczego nie mogę na to nic poradzić". Upiłem się wtedy porządnie. I jeszcze raz za Johna. Potem był ten cały bałagan, próby dowiedzenia się czy wszystko ok z Yoko.  Byli Beatlesi i był John. Jako zespół byli wspaniali. Ale John był tam na swoich własnych prawach. Dogadywaliśmy się zawsze bardzo często. Widywaliśmy się czasami w swoich hotelach. Zazwyczaj gdy bywałem w mieście, zatrzymywałem się w Plaza. I jeśli pojawiał się John, oznaczało to, że przyszedł się zabawić. Nie przychodził dyskutować, filozofować, aczkolwiek czasami i tak to się kończyło... Trochę mnie to ruszyła to  z Johnem. Mój ojciec właśnie odszedł i przed śmiercią mrugnął do mnie. Teraz dużo lepiej radzę sobie ze śmiercią. Mrugam teraz tak do Johna.

STING: Byłem w Miami. Gdy zszedłem ze sceny policja mi o tym powiedziała. Że został zastrzelony, a moja reakcja byla typowa jak innych: szok, niedowierzanie, horror. Wszystko to, co się dzieje, kiedy odchodzą ludzie tacy jak on, wszystko się zmienia, cały krajobraz. Znikają góry, znika rzeka. Jego śmierć była ogromnie znacząca. The Beatles zdefiniowali mnie, moje życie, moją edukację. Pochodzili z podobnych środowisk co ja, przemysłowego miasta w Anglii, klasy pracującej, sami pisali sobie piosenki, podbili świat. Wyznaczyli plany na zycie dla wielu dzieciaków z Brytanii, chcących tego samego. Wszyscy za nim tęsknimy. Zawsze o nim myślę, kiedy spaceruję koło tego budynku.



Seria: Śmierć Johna Lennona:


Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki
HISTORY of THE BEATLES

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz