Druga epicka sesja: The Beatles w BBC 16.07.1963




  
Ostatnie posty na moim blogu to pewne moje "rozliczanie się" z dyskografią The Beatles, dokładnie zaś to z opisem tutaj wszystkich piosenek, które nagrała Wielka Czwórka. Kilkanaście lat temu znaliśmy tylko oficjalną dyskografię zespołu i niezliczone ilości bootlegów ze zdobytym (czyt: wykradzionym) w jakiś tajemny sposób z archiwów EMI nieopublikowanym materiałem muzycznym. Dzisiaj jego większość została już oficjalnie opublikowana na potrójnej (CD, LP) Anthology czy na dwóch wydaniach sesji zespołu dla BBC (Live At The BBC Vol.1  ,On Air Live At The BBC Vol. 2 ) i stąd potrzeba by i te piosenki znalazły swoje miejsce tutaj. Jeszcze tylko kilka piosenek z sesji BBC (także innych - np. specjalnego postu potrzebuje piosenka "Ain't She Sweet" i będzie ją miała) i znajdziecie tutaj na blogu opis KAŻDEJ piosenki nagranej przez Fab Four. I właśnie ostatnie posty (piosenki właśnie z sesji dla BBC) zasugerowały mi, że specjalny tekst muszę poświęcić pewnej sesji zespołu. 
 

 
Nazywanej czasem Sesją Królewską, ja nazwałem ją Drugą Epicką Sesją The Beatles. Znaczenie tej sesji dostrzegli oczywiście znani "beatlesowscy" publicyści dawno przede mną i poniższy tekst jest moim opracowaniem na podstawie tych znalezionych w sieci. Pewne odniesienia, opisy tej sesji znajdziecie przy opisie piosenki, które tego dnia były nagrywane, ale tutaj zebrałem jej opis w jednym tekście. Wszystkie clipy i zdjęcia w poście pochodzą z tej sesji opisanej niżej )poza tym pierwszym, na pewno z sesji BBC, ale nie znam daty).
 

 
 


W fascynującej historii The Beatles jest jedna sesja, która wyróżnia się spośród innych swoim rzemieślniczym skupieniem, płodnością i wartością. To słynna 585-minutowa impreza z 11 lutego 1963 r. w EMI Studios, która wyprodukowała większość pierwszego albumu zespołu, "Please Please Me", niemal rozgrzała samą angielską zimę, ponieważ zespół wkrótce miał rozgrzać miliony serc. Grupa nagrała w jeden dzień wszystkie dziesięć nowych utworów na swój debiutancki album. Sesja osiągnęła punkt kulminacyjny w brawurowym wykonaniu Johna Lennona „Twist and Shout”, rozebranego do pasa, przy wyłączonych światłach. Beatlesi  wpadli w nastrój niczym z Indra Club czy innych klubów, w których na scenie dawali - czasami,bo nie zawsze z oczywistych powodów - wszystko. Kiedy wyczerpany Lennon wydaje to ostatnie „whoo”, ma się wrażenie, że ci czterej młodzi mężczyźni wiedzieli, że tego dnia osiągnęli coś imponującego - niekoniecznie, że właśnie nagrali płytę, która zdominuje listy przebojów i poprowadzi ich drogą, której nikt inny jeszcze nie osiągnął. Raczej wykonano dobrą, ciężką pracę i to wystarczyło, ponieważ była to naprawdę bardzo dobra praca.
Ale lutowa data nie była jedynym przedłużonym, cudownym posiedzeniem nagraniowym w kampanii Beatlesów w 1963 roku. Ukryta w środku roku znajduje się jedna z najwspanialszych sesji w całej historii rock and rolla. Postrzegana jako samodzielny dokument, który wyobraźnia słuchacza jest zachęcana traktować jak LP, tak samo jak "Please Please Me" czy "Sierżant Pepper", reprezentuje najczystszy, najbardziej bezpośredni obraz tego, o co w tym zespole chodziło najbardziej. Nazwać to można różnie - np. wielkim skumulowaniem ówczesnej muzyki Beatlesów. Energii, fantazji, polotu, zgrania, młodzieńczości, muzycznego geniuszu. 16 lipca, w krótszym czasie, The Beatles nagrali aż 18 nowych utworów, z tylko jednym powtórzeniem i znaczną ilością rozmów przy mikrofonie. Niezwykłe osiągnięcie.  Opiszę to dokładniej, ale spróbuję wytłumaczyć tytuł postu. Epickich sesji w historii zespołu było wiele, niektórzy uważają za najbardziej zasługującą na ten tytuł tą, w której nagrywano "A Day in the Life", czy choćby ta z rejestracją ostatniego koncertu zespołu, tego na dachu wytwórni Apple. Nie umniejszając niczyjemu zdaniu pozwolę sobie zostać przy tym, że 16 lipca wydarzyło się także coś niezwykłego. Wielki, gigantyczny krok w kierunku maksymalizacji Beatlemanii, no i historii muzyki. 18 piosenek w ciągu jednego dnia. W następnych latach czasem nagrywanie jednej czy dwóch piosenek zabierało kilka dni lub więcej. Oczywiście inna muzyka, inna  aranżacja, inne czasy...



Jest 16 lipca. Harmonogram Beatlesów wystarczyłby, by nawet tornado martwiło się, że jest leniwe. Zespół ma swój własny, nowy program radiowy w BBC zatytułowany "Pop Go the Beatles", którego motywem przewodnim jest bluesowy riff - z harmonijkowym wstępem Johna Lennona – oparty na dziecięcej piosence "Pop Goes the Weasel" (zapowiadający wers "yellow matter custard" z "I Am the Walrus"). Przybywając do londyńskiego studia BBC, plan był taki, by nagrać i zgromadzić trzy pełne programy, które ostatecznie zostały wyemitowane w Light Programme 6, 13 i 20 sierpnia. Tego samego dnia wyemitowano program nagrany 2 lipca, sam w sobie niezwykłe wydarzenie, zawierające covery Soldier Of Love (clip) Arthura Alexandra, That's All Right (Mama) (clip) Elvisa i Carol (clip)  Chucka Berry’ego, obok własnego utworu zespołu "There’s a Place". The Beatles tworzyli świeże osiągnięcia w swojej sztuce, a niedawno powstałe przykłady ich twórczości trafiały na świat, jakby sami siebie wyprzedzali, ale w zwycięskim stylu.
 

 

 


Grupa nagrała 18 piosenek – żartując ze sobą i prowadzącym Rodneyem Burke’iem, którego wyraźnie lubili – w niecałe osiem godzin, tworząc sesję, która najlepiej pokazuje, co Beatlesi kochali, mówiąc muzycznie, i dlaczego tak łatwo było pokochać ich własną muzykę. Ludzie mówią o grze Ringo Starra w „Rain” jako o dowodzie, że ten facet naprawdę potrafił grać na perkusji — podczas gdy jest to zespół, który nie byłby tym, czym był, gdyby ktoś inny siedział na krześle perkusisty — ale jego gra w coverze Elvisa I'm Gonna Sit Right Down And Cry (Over You) (clip) z 16 lipca to popisowy materiał. To pierwsza piosenka, którą słyszymy i od razu wiemy, że Beatlesi są niesamowici i gorący. Nie są tu tylko po to, by wypełniać zobowiązania. To był dzień, w którym można było pokazać ich pokaźne umiejętności i cieszyć się niepodważalną legitymacją. Można powiedzieć, że ci Beatlesi byli tymi Beatlesami 16 lipca 1963 roku, w pełni świadomi swojej ewolucji jako zespołu od przybycia Starra w sierpniu poprzedniego roku i ich rozwiniętych możliwości. Czasami grasz dla innych. Czasami grasz dla siebie. A czasami grasz dla obu stron.



Okres od lata 1963 roku do końca tego roku jest najważniejszy dla koncertowej muzyki Beatlesów. Słyszymy ją tutaj, na szwedzkich koncertach w październiku i świątecznym występie powrotnym do Liverpoolu. Jakość dźwięku z nagrań radiowych BBC mogła być różna, ale to był najlepszy dźwięk, jaki kiedykolwiek osiągnięto. Gdyby ktoś miał stworzyć listę albumów, które nie istniały, a powinny, to ta mega-sesja mogłaby się znaleźć między "Please Please Me" a "With The Beatles"", a ich oficjalny kanon byłby o wiele bogatszy. Nie tylko ich.
 

 
Rozpiętość zachwyca, ponieważ nie ma spadku jakości, niezależnie od materiału czy jego rodzaju. Paul McCartney śpiewa The Honeymoon Song (clip wyżej) - utwór z filmu Michaela Powella z 1959 roku, opartego na balecie "El Amor Brujo" - z aksjomatycznym przekonaniem, wspieranym w lekki sposób przez barwne zagrywki George'a Harrisona. Jego brzmienie gitary tego dnia na przemian dzwoni i kłuje, a jasność jego gry w "The Honeymoon Song" zapowiada zanurzone w złocie, szarpane nuty solówki z "Nowhere Man" dwa i pół roku później. Odnosisz wrażenie, że Lennon — który generalnie tolerował, a nie witał z otwartymi ramionami takie wypady McCartneya — szczerze polubiłby tę interpretację. Jednocześnie jest tak, jakby Beatlesi byli tak zamknięci w tej chwili, że zostawiają okruszki chleba dla siebie w przyszłości, będąc świadomi skali swoich talentów. Dzisiaj nigdy nie chodzi tylko o dzisiaj, ale także o jutro itd. Śpiew McCartneya wykorzystuje ten sam wyszorowany i wyprany ton, który oznacza początek „Hey Jude”. Człowiek jest natychmiast wciągnięty tą wokalną czystością ekspresji. Nikt inny w historii rocka nie miał jej w porównywalnym stopniu.

Z drugiej strony, prawdopodobnie nikt nie przebił Johna Lennona jako piosenkarza rock and rolla w różnych formach medium, w tym jako pełnego duszy balladowca, jak w przypadku coveru To Know Her Is To Love Her zespołu Teddy Bears, utworu, który nie jest trudny do przekształcenia w melasę dla gorszego piosenkarza i zespołu. To jest klasyczny głos Lennona w jego szczytowej formie. Kiedy fan zespołu napisał do BBC z prośbą o piosenkę od "Lennona o płucach z żelaza", miał na myśli właśnie tego Johna Lennona, kwintesencję rock and rollowego wokalisty, wokalne ucieleśnienie rock and rollowego brzmienia. Czasami można pomyśleć, że Lennonowi wystarczyło otworzyć usta i pozwolić, by cokolwiek z nich wypłynęło, a byłby to czysty rock prosto z ideologicznej pompy tej muzyki. Lennon potrafił sprawić, że  Bad Boy Larry'ego Williamsa brzmiał pilnie, ważnie, żywotnie, choć w rzeczywistości taki nie jest, a przynajmniej nigdzie indziej ani sam w sobie. Ale ta wersja "To Know Her" przepojona jest podobnym tonem żałobnej pobożności, jak fragmenty Lennona w "A Day in the Life". Słuchacz zastanawia się, czy wykonując ten utwór, myślał o swojej matce Julii, tak jak autor piosenki, Phil Spector, myślał o swoim ojcu. Zaangażowany Lennon był niepokonanym wokalistą. Ogólny efekt piosenki ociera się o hymn, ale taki, jakby ta liturgiczna ofiara pochodziła z mszału zanurzonego w wodach rhythm and bluesa.
 The Beatles tworzyli wspólnotę w utworach, które można uznać za najbardziej „beatlesowskie” — a chórki McCartneya i Harrisona brzmią jakby przyjaciele wpadli do domu kumpla, żeby dać mu wszystko, czego potrzebuje, by przetrwać to, co przeżywa. To dźwięk zarówno procesu, jak i jego rezultatu. A do tego to jedna z ich najlepszych coverów — co naprawdę coś znaczy, biorąc pod uwagę, że choć zasłynęli z własnych kompozycji, byli też absolutnymi królami rockandrollowych przeróbek.

Tamten dzień był popisem dla każdego z nich z osobna, ale też pokazem siły zespołu jako całości. Harrison zaśpiewał Glad All Over Carla Perkinsa i Crying,Waiting, Hoping Buddy’ego Holly’ego - plus mały fragment Devil In Her Heart zespołu The Donays, który później trafił na ich drugi album - i zrobił to z prawdziwym wdziękiem. Ale najbardziej uderzające po stronie George’a jest to, że mamy tu do czynienia z Harrisonem w trybie gitarowej dominacji.
    Na całej sesji dodaje utworom mnóstwo energii. Holly i Perkins byli dla niego ogromną inspiracją, ale to właśnie jego unikalny styl gry był jedną z jego największych sił. W studiu BBC ewidentnie czuł się swobodnie, mógł pozwolić sobie na luz, na który być może nie było miejsca w „oficjalnych” nagraniach. W końcu to nie miało być na płycie. A więc: bawcie się — taka była jedna z zasad. A dźwięk Beatlesów, którzy dobrze się bawią tworząc muzykę, to dźwięk pełen kunsztu… i czystej radości.
  McCartney odpala Kansas City/Hey-Hey-Hey-Hey! Little Richarda z taką energią, jakby został porażony prądem przez wyzwanie rzucone przez kolegów z zespołu — i teraz sam chce pokazać, na co go stać. Podobnie Lennon z Twist And Shout. Jakość tej piosenki mogła się bardzo różnić - wszystko zależało od tego, jak bardzo Lennon chciał się w nią rzucić. A to kawał trudnego wokalu. Tutaj daje z siebie wszystko w stylu artystycznej szkoły — a niedługo później, w ostatnim odcinku Pop Go the Beatles, zespół nagra wersję, którą przebija tylko ta słynna, kończąca album: ciepłe pożegnanie z programem, który Beatlesi wyraźnie kochali.
  Wersja Twist And Shout  pochodzi sprzed kilku tygodni po tej poprzedniej. Chłopaki żartują między sobą - i czujemy się, jakbyśmy byli z nimi w szatni, gdzie chłopaki są po prostu chłopakami. Ale nie byle jakimi — są dowcipni, zgrani, mówią swoim językiem, który zakorzeniony jest w angielszczyźnie, ale pełen beatlesowskich żartów i werbalnych riffów. Nie chce się stamtąd wychodzić, a jak już wyjdziemy - tęsknimy.
 Teraz Beatlesi biorą na warsztat I Got A Woman  Raya Charlesa i przerabiają ją na taki trochę country’owy, rytmiczno-bluesowy boczny krok. Czuć w tym odrobinę Get Back - wszystko przesuwa się poziomo, nie w górę. To mieszanka różnych wpływów, jakby Beatlesi nie tylko rozumieli to, co robił Charles, ale jeszcze to wzmacniali. Charles stawiał na country, a Beatlesi — zachowując groove rhythm and bluesa — zamiast country dorzucą folk… i nazwą to Rubber Soul. To jeszcze przed nimi, ale muzyka Beatlesów w tym stylu istniała już zanim oficjalnie się narodziła — co ci mistrzowie sesji w BBC pokazują raz za razem.
   Jakby ta uczta nie była już wystarczająco wystawna, Beatlesi postanowili dołączyć wykonanie małego utworu, który nagrali nieco ponad dwa tygodnie wcześniej w EMI. Okazał się nim She Loves You, jedno z monumentalnych osiągnięć sztuki popularnej.

Nie ma "słabych" wykonań She Loves You, ale ten pierwszy wybuch muzycznego nieba w BBC jest tak żywiołowy, jak to tylko możliwe. Wiedzieli, że mają coś wyjątkowego, i jeśli w ogóle, to Beatlesi brzmią bardziej podekscytowani niż ich słuchacze. W końcu mieli dwa tygodnie, by oswoić się ze swoją własną nowością, podczas gdy ci, którzy słuchali w domach w Anglii, musieli być oszołomieni. Do czasu. Niżej wyjątkowo clip nie z tej sesji. Kibice Liverpoolu śpiewają Beatlesów.
 


Tak to wygląda z całą tą sesją. Beatlesi nigdy nie brzmieli bardziej jak Beatlesi, choć oczywiście nigdy nie brzmieli jak nikt inny. Ale czasami w życiu jesteśmy po prostu trochę bardziej sobą w danym miejscu i czasie, i w tym, czym się zajmujemy. Posłuchajcie tych Beatlesów, którzy są tak głęboko sobą, jak tylko potrafili być, a będziecie cenić tę sesję tak samo, jak ich samych.
 
 _____________________
Podsumowanie:
The Beatles nagrali następujące piosenki tego dnia (wszystkie dla :
"Pop Go The Beatles")
 
 Tr
ansmisje tych nagrań odbyły się odpowiednio 6, 13 i 20 sierpnia, każda między 17:00 a 17:29. Gośćmi w trzech programach byli odpowiednio The Swinging Blue Jeans, The Hollies oraz Russ Sainty and The Nu-Notes.
 Różne źródła mogą podawać nieco inne kombinacje lub kolejność tych utworów, niemniej. Wszystkie już możemy odnaleźć na oficjalnych wydawnictwach zespołu, o których wspomniałem wyżej.  Niektóre źródła mogą wymieniać dodatkowe, krótkie fragmenty rozmów lub "jingles" nagrane tego dnia. Podsumowując, powyższa lista jest najbardziej wiarygodnym zestawieniem 18 piosenek nagranych przez The Beatles 16 lipca 1963 roku dla różnych wydań programu "Pop Go The Beatles" na antenie BBC. Potwierdzenie tego możemy znaleźć choćby w "Complete Beatles Chronicle" Marca Lewisohna, moim zdaniem najbardziej profesjonalną  kalendarzową historią zespołu.
 



 


Historia The Beatles
History of  THE BEATLES

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz