Swój blog zacząłem tworzyć kilkanaście lat temu i nie ukrywam, że nie jestem zadowolony z wielu wczesnych postów. Mając już wtedy bardzo dużo źródeł mogłem, przyznaje to, bardziej przysiąść się do tworzenia opisów pierwszych albumów, historii itd. Nie sądziłem wtedy, ze tworzenie tego bloga tak mnie pochłonie. Dochodząc w bieżącej historii zespołu "PO ROZPADZIE" założyłem, że zakończę pisanie bloga na grudniu 1980, śmierci Johna. Ale jakiś czas temu zajrzałem na blogu na post o pierwszym filmie zespołu, bardzo, bardzo ubogim i postanowiłem, że przynajmniej jeszcze kilka "tematów" The Beatles opiszę tutaj obszerniej. Dzisiaj nowy post o filmie " A Hard Day's Nigh", do którego najwięcej zaczerpnąłem cytatów z "Antologii, ale i z innych pozycji. Mała uwaga. Wypowiedzi Beatlesów pochodzą z różnych lat. Zaniechałem jednak podawanie ich, choć wiem, że czasem podawanie daty wypowiedzi muzyka, jak to zrobiono w Anthology (z której pochodzi większość cytatów) pozwala dostrzec w niej perspektywę osądu danego wspomnienia.Np. John inaczej opisywał film w 1964 ale i w latach 70-tych. Zmiana spojrzenia na "zamierzchłe czasy" istnienia ewoluowała u wszystkich, najmniej u Ringo i Paula, zawsze oceniających okres bycia w The Beatles bardzo pozytywnie. Różnie z tym bywało u George'a i Johna i, przyznacie, to znakomity temat na oddzielny post. Dzisiaj przypominam "A HARD DAY'S NIGHT", pierwszy film Wspaniałej Czwórki - dzisiaj pierwsza, niebawem druga część. Po opublikowaniu obu postów w zakładce FILMY znajdzie się już pod "A Hard Day's Night" nowy - łączący oba posty - link.
Roboczy tytuł: Beatlemania
Reżyseria:
Richard Lester
Producent:
Walter Shenson – Subafilms Production
Produkcja:
Unites Artists 1964
Premiera: 6
lipca 1964 (UK), 12 Sierpnia 1964 (USA)
Scenariusz: Alun
Owen
Muzyka: The
Beatles, George Martin
Zdjęcia: Gilbert
Taylor
Scenografia: Ray
Simm
Długość: 87
minut
Budżet: 189 000 funtów
Film czarno-biały, kolorowe clipy w poście to tylko ich podkoloryzowanie. Nie ma wersji kolorowej filmu.
Dick Lester: „….decyzja o nakręceniu filmu czarno-białego była decyzją ekonomiczną”.
Obsada: The BeatlesVictor Spinetti
Norman Rossington
Wilfrid Brambell
John Junkin i inni
Obsada: Wilfried Brambell, irlandzki aktor wcielił się w filmie w rolę dziadka McCartney'a. Był on już znany w Wielkiej Brytanii z serialu „Steptoe And Son”, gdzie grał także „dirty old man” - starego zgreda i tutaj te nawiązanie do jego postaci z serialu zgrabnie wykorzystano. Norman Rossington zagrał menadżera zespołu, John Junkin ich roadie menadżera, Lionel Balir – szefa baletu, Victor Spinetti – dyrektora telewizji. W filmie pojawia się też przez chwilę prawdziwy „roadie manager”- Male Evans (w tle za Johnem, który rozmawia z kobietą, która myli go z kimś innym). No i w filmie wśród gromady dziewczyn zagrała Pattie Boyd – tutaj poznała George'a by w przyszłości zostać jego żoną. Ostatnią ciekawostką jest fakt, że w filmie pojawia się jak nastoletni fan zespołu, mały Phil Collins. Miejsce produkcji: Film nakręcono w Londynie, Crowcombe, Minehead, Crawley, Newton Abbot, Twickenham i Taunt (Wielka Brytania, Anglia).
CYNTHIA LENNON: Od razu po premierze "A Hard Day's Night" , tej samej nocy chłopcy zostali zabrani z powrotem do Londynu. To był triumfalny powrót do Liverpoolu i
kochali to, ale było to również przytłaczające. John uznał za dziwne, że chociaż wychował się
w Liverpoolu, nie mógł już spacerować ulicami, wpadać do starych przyjaciół ani wpadać do jednego z tych
klubów, aby usłyszeć najnowsze numery. Już nigdy nie będzie zwyczajnie w Liverpoolu i nienawidził tego.
Odtąd mógł powrócić tam tylko jako wielki celebryta, jeden z najsłynniejszych ludzi na świecie.
Publicznie powiedział, że nie tęskni za Liverpoolem, chce zwiedzić resztę świata i nie tęskni do przeszłości, co wydawało się perwersyjne, ale podejrzewam, że był to jedyny sposób, w jaki mógł uporać się z bolesną prawdą.
Premiera filmu: Gala z pierwszym pokazem filmu odbyła się w dniu 6 lipca 1964 roku w The Pavilion Theatre w Londynie – dzień przez 24 urodzinami Ringa. W gali bierze udział między innymi Księżniczka Małgorzata. 10 lipca, kilka dni później swoją premierę filmu miało rodzinne miasto zespołu. Beatlesi uczestniczyli w niej, a powrót do Liverpoolu miał, jak pisała lokalna prasa, "królewskiego powrotu do siebie". Niemniej uroczystość ta miała cechy pewnego pożegnania z tym miastem. Wszyscy w nim, łącznie z czterema Beatlesami, że będą w nim coraz rzadziej. Bill Harry z gazetki "Mersey Beat" napisał: Przeszli przez drzwi, które się za nimi zamknęły. I dodawał jeszcze: Na początku było naprawdę świetnie. Było to wszystkie takie
odświeżające i ekscytujące, ale stali się innymi ludźmi –
stali się bardziej podejrzliwi wobec świata, zdali sobie sprawę, że żyją
w innym świecie niż im się wydawał.
|
Beatlesi przybywają do Liverpoolu na premierę filmu.
|
Niżej miks zdjęć z liverpoolskiej premiery filmu. Beatlesi w różnych kreacjach, w czasie filmu, wizyty u burmistrza Liverpoolu, na spotkaniu z prasą.
Muzyka. Piosenki wykorzystane w filmie (wszystkie autorstwa John Lennon & Paul McCartney). W filmie pojawia się jeszcze piosenka Don't Bother Me, kompozycja George'a
Harrisona, ale co ciekawe, niestety nie zamieszczono o niej żadnej
informacji w napisach końcowych filmu. Poza podstawowymi 7 klasycznymi, kojarzonymi z filmem, piosenkami slyszymy w nim jeszcze: All My Loving, I Wanna Be Your Man oraz She Loves You
Instrumentalne utwory zaaranżował, dyrygował orkiestrą George Martin. Martin jest także producentem wszystkich nagrań zespołu wykorzystanych w tym filmie. Album "A Hard Day's Night" - tutaj. Jak wiemy wszystkie "nowe" piosenki z filmu plus dodatkowe kompozycje znalazły się na trzecim oficjalnym albumie zespołu, amerykańska wytwórnia United Artists wydała klasyczny soundtrack filmowy.
Zdaniem wielu krytyków filmowych, pierwszy film Beatlesów odniósł sukces, ponieważ jego twórcy wyciągnęli wnioski z analizy kariery filmowej Elvisa/ Tamte filmy musiały ponieść sromotna porażkę, ponieważ wszystkie postacie kreowane przez gwiazdora i tak zawsze przegrywały z jego prawdziwym wizerunkiem, wykutym w sercach fanów. Elvis tak naprawdę nie potrzebował Hollywood, było akurat odwrotnie, ale nikt niestety nie mógł mu tego wytłumaczyć. Filmy Beatlesów – wszystkie – powstały tylko w celu odzwierciedlenia na ekranie ich chwały i mitu. John nie odgrywał roli kierowcy ciężarówki lub kierowcy rajdowego, George nie udawał, że żyje w indiańskim rezerwacie itd. Byli na ekranie wciąż tymi samymi czterema facetami, którzy wstrząsnęli światem. Film może zbyt dokładnie nie oddaje całej esencji fab 4 ale żaden inny film nie przyczynił się tak do utrwalenia ich wizerunku na najbliższe lata, także na całe lata po rozpadzie grupy. W filmie Beatlesi są sobą: młodzi, grzeczni,ubrani w garnitury, dowcipni, żywiołowi, szaleni, absurdalni, zwariowani, aroganccy, prawie zawsze uśmiechnięci no i genialni w tym co robią czyli w graniu i śpiewaniu własnych piosenek. Elvis miotał się w odgrywaniu idiotycznych postaci, narzucanych mu przez kolejne scenariusze, dodatkowo był słabym aktorem by uwiarygadniać i tak nierealne i słabo naszkicowane postacie w scenariuszu filmu, nawet jeśli miał być on tylko pretekstem do zademonstrowania gwiazdora w kolejnych, przeważnie słabych, napisanych dla niego przez innych piosenkach. W filmie udało się ukazać ponadczasowość całej historii, która nawet dzisiaj jest wiarygodna, realna. Prócz wspomnianych już przy opisie albumu zalet filmu, jak nawiązanie do ukochanych przez Amerykanów komedii w stylu Bustera Keatona i Chaplina, obraz ciekawie zaobserwował osobowości czterech muzyków ale także zawarł w sobie sporo satyry społecznej jako dokument historyczny niespotykanego dotąd w historii zjawiska – większej, niż w przypadku Elvisa histerii całego świata na punkcie gwiazdy pop - BEATLEMANII.
Dla Brytyjczyków dodatkową zaletą jest zapis obrazu ich kraju w latach 60-tych, dla Amerykanów stał się głównym argumentem by w ich kraju koronować czterech długowłosych chłopców na Królów Rock And Rolla. Filmem tym zespół także uszlachetnił muzykę rock and rollową, zasilił ją dawką szlachetnej krwi, dzięki której zaczęła awansować do rangi sztuki. Sprawił, że stała się modna i potrzebna, każdy kto się na niej nie poznał, zostawał w tyle. Beatlesi stali się awangardą sztuki popularnej i już od tej pory zaczęli wytyczać wszystkie kierunki zmian: muzycznych, kulturalnych czy obyczajowych.
W 1982 roku film był pokazywany w kinach ponownie, tym razem przez studio Universal Pictures, które nabyło do niego prawa. Z tej okazji dodano prolog do muzyki z utworu "I'll Cry Instead", składający się z montażu fotografii z filmu. Richard Lester, który nie został poinformowany o takiej zmianie, wyraził swe niezadowolenie. Scenariusz: Napisał Alun Owen. Wybrali go sami Beatlesi, którym
spodobała się jego sztuka „No Trams To Lime Street” oraz to, że wykazał
się sporymi zdolnościami wyłapania detali w liverpoolskich dialogach
(akcencie, humorze, specyfice). Owen spędził z zespołem kilka dni,
obserwując uważnie to wszystko co robili chłopcy. Ich życie opisał
krótko: „pociąg, pokój hotelowy, samochód, powrót do pokojów, tak bez
końca”. Prócz ukazania całego uroku Beatlesów, przede wszystkim ich
poczucia humoru, starał się też uwypuklić fakt, że muzycy stali się
więźniami własnej sławy. Scenariusz był nominowany do Nagrody Akademii –
Oscara. Owena nigdy nie doceniono za uchwycenie charakteru Lennona. Filmowy "Lennon" ściera się z Normem (Rossington), postaci opartej na Epsteinie - relacja jest identyczna, tyle, ze pozbawiona niektórych elementów erotycznych, a John uwielbiał dogryzać Brianowi z powodu jego skłonności erotycznych. Niemniej filmowy Lennon to złagodzona wersja prawdziwego; osoba, którą przyćmiłby w realnym świecie. To jakby filmowa wersja żartu "zabrzęczcie biżuterią" - sygnalizuje istnienie trudnej strony osobowości, nie zagłębiając się w nią. Choć Ringo ba bardzo ważną - i długą scenę - dla siebie, filmowa postać "Johna" została najstaranniej uchwycona. Owen wygładził ostre rysy Lennon, choć jedyni metaforycznie. W ostatecznej wersji filmu postać Johna została niemal do przesady ugrzeczniona. John gra "Lennona", najinteligentniejszego m najbardziej niecierpliwego członka zespołu". John wspominając poznawanie scenariusza wspominał: Pierwsza kwesta do wypowiedzenia , brzmiała: "Kim jest twój znajomy, Paul?". Nigdy bym tak nie powiedział. Brzmiałoby to raczej tak: "Co to za złamas?"
JOHN:
To była komediowa wersja tego, co się z nami działo. Presja była
znacznie większa niż ta, którą widać w filmie. Zaakceptowałem film, choć
przed napisaniem scenariusza Alun Owen spędził z nami tylko dwa dni.
Byliśmy jednak wściekli nieco ze względu na pewną nieszczerość.
To było dobre pokazanie nas podczas tournee w Londynie i Dublinie. To
było o nas w sytuacji, kiedy musieliśmy grać przed ludźmi. Tacy byliśmy.
Owen widział konferencję prasową, więc całkiem dobrze odtworzył ją w
filmie. Wówczas uważaliśmy, że to było jednak trochę naciągane. PAUL:
Od jakiegoś czasu myśleliśmy o nakręceniu filmu. Byliśmy już na etapie
sukcesów w Ameryce, przyszedł czas na film. Byliśmy zakochani w filmie ,
"The Girl Can't Help It", no i wiedzieliśmy, że można zrobić rock and
rollowy film. Widzieliśmy różne małe niskobudżetowe produkcje
amerykańskie i oglądaliśmy je bo miały muzykę, choć niezbyt były dobre.
Chcieliśmy wystąpić w filmie, ale w dobrym. Większość z nich klecono
z marną opowieścią o jakimś prezenterze, który jechał na trasę z
zespołem. To były okropne historie.
JOHN: Nie chcieliśmy robić kiepskiego filmu, więc nalegaliśmy, by napisał go zawodowy scenarzysta.
Sceny z kręcenia filmu
PAUL:
Do napisania scenariusza Dick Lester pozyskał Aluna Owena,
sympatycznego, liverpoolsko-walijskiego dramaturga, który napisał bardzo
dobrą sztukę telewizyjną "No Tram To Lime Street" z Billie Whitelaw w
roli głównej. JOHN:
Lime Street słynie w Liverpoolu z tego, że były na niej prostytutki.
Przesłuchiwaliśmy ludzi, którzy mieli dla nas pisać i trafiliśmy na
faceta, który był znany ze względu na akcent liverpoolski. Znaliśmy jego
dorobek i zgodziliśmy się. Potem on musiał nas zobaczyć, by przekonać
się, jacy jesteśmy. Okazał się profesjonalnym liverpoolczykiem i napisał
wszystkie role.
RINGO:
Brian znalazł także producenta, Waltera Shensona, albo może Shenson
znalazł jego, jako że każdy chciał zrobić ten film. Zaczęliśmy kumplować
się z Alunem Owenm. Pojechał z nami na część angielskiej trasy i
udokumentował chaos, jaki wokół nas panował, to jak żyliśmy. Zrobił
nasze karykatury. Tak więc "A Hard Day's Night" to jakby dzień z życia,
właściwie dwa dni i dwie noce z naszego życia. Jechaliśmy do studia na
nagranie, potem do telewizji i przy okazji działy się rzeczy, które
naprawdę miały miejsce. Alun dopisał też kilka ról dla innych osób.
Fabuła: Krytyk filmowy "New York Times", Bosley Crowther ocenił film bardzo pozytywnie i docenił "szalony, swawolny humor" oraz narracyjną i wizualną strukturę "bardziej wyszukaną w tematyce i technice, niż można się spodziewać po frywolnej fabule". The Beatles, nękani przez hordy fanów udają się pociągiem, z Liverpoolu do Londynu, gdzie mają dać tego samego dnia koncert. W pociągu dołącza do nich dziadek Paula. Reszta to seria gagów, dowcipów sytuacyjnych, clipów piosenek. Znakomite są sceny szalonej pogoni Policji za uciekającymi Beatlesami, oraz zwariowana zabawa chłopców, samych ze sobą, w szczerym polu. Robią wrażenie. Film kończy się koncertem w Londyńskim Scala Theatre. W czasie pogoni fanów, muzycy byli dublowani, zbliżenia ich twarzy były dokręcane później.
W filmie Beatlesów nic nie ruszało. Mieli swój klimat, byli pewnie swego, a rzeczywistość starała się dopasować do nich. Kiedy świat ma się z ich powodu zawalić, Beatlesi po prostu wyskakują na rozświetloną scenę i śpiewają swoje wspaniałe piosenki przez salą pełną zachwyconych, rozkrzyczanych młodych fanów.
Produkcja ulokowana w Londynie pracowała sprawnie - zdjęcia zajęły sześć tygodni - największym problemem było ustalenie, gdzie kończy się surrealistyczny film o Beatlesach, a zaczyna surrealistyczna rzeczywistość. Uliczne sceny z wrzeszczącymi dziewczynami były często przerywane ze względu na inne wrzeszczące dziewczyny, szaleńcze sceny pościgu stawały się ucieczką przed prawdziwym szaleńczym pościgiem, kiedy do boju wkraczali prawdziwi fani. Gdy Paul chciał na koniec dnia podwieźć do domu młodą aktorkę, Islę Blair. z ledwością dobrnęli do samochodu. "Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, zostaliśmy ku memu przerażeniu zaatakowani przez fanów - powiedziała Blair dziennikarzom. - Wszystkie dziewczyny chciały mieć dla siebie choć kawałek Paula, ale sięgały też z pazurami do mnie, podrapano mnie i kopano". Gdy po raz drugi Paul chciał ją podwieźć po długim dniu zdjęciowym (ich wspólna scena - na zdjęciu - została w końcu wycięta), Blair tylko mu pomachała. "Powiedziałam: "Wiesz, Paul, chyba wrócę metrem" - wspomina.
PAUL:
Zaproponowano nam wcześniej film "Yellow Teddy Boys". Byliśmy tym
podekscytowani, gdy okazało się, że zaangażowany w to facet miał sam
napisać wszystkie piosenki, a na to nie mogliśmy się zgodzić. Nadal
byliśmy zainteresowani filmem, więc Brian zaczął rozmawiać z ludźmi i
wymyślił Dicka Lestera. Brian powiedział nam, że Dick zrobił "The
Running, Jumping & Standing Still Film" - klasyczną komedię ze
Spike'm Mulliganem. Uwielbialiśmy ten film, więc zdecydowaliśmy:
"Bierzemy go, to nasz człowiek". Dick przyszedł na spotkanie i okazało
się, że jest także muzykiem. Grał trochę jazzu na pianinie, przez co był
dla nas jeszcze bardziej interesujący. Był Amerykaninem, ale pracował w
Anglii. Pracował z The Goons i to nam zupełnie wystarczyło. JOHN: Byliśmy dziećmi programu "The Goon Show". Mieliśmy swoje lata. W pewien sposób byliśmy przedłużeniem tego buntu.
|
The Goon Show
|
DICK LESTER:
Spośród nich to Paul starał się, jak mógł. John w ogóle się nie
przejmował. Zauważyłem, że zawsze stał z boku i wytykał błędy wszystkim,
łącznie ze mną. Ciągle się tylko przeyglądał... Chwilę mi zajęło, żeby trafić do Johna, ale potem nie było już problemu. Najbardziej zdumiewające było to, że czasami zachowywał się całkiem normalnie.
Produkcja: Amerykańska wytwórnia United Artista. Film nakręcono na czarno- białej taśmie w ciągu 16 tygodni. Budżet: 200 000 funtów (ok. 500 000 dolarów). Przed premierą filmu w Stanach, wytwórnia UA zwróciła się do Lestera, czy nie można by było podłożyć dubbing z amerykańskim akcentem pod głosy Beatlesów. McCartney ze złością zareagował: „Słuchajcie, jeśli my potrafimy zrozumieć pieprzonego kowboja mówiącego 'po teksasku', to oni potrafią nas zrozumieć mówiącym po 'liverpoolsku'”.
PAUL:
Film miał amerykańskiego producenta. Sprawdził się dla amerykańskiej
publiczności i odniósł międzynarodowy sukces, choć w amerykańskiej
wersji zmieniono słowo lub dwa. Mieliśmy z tego powodu masę kłótni.
Powiedziano nam, że Amerykanie nie zrozumieliby niektórych angielskich
zwrotów. My na to: "Chyba żartujecie? Oglądamy wasze kowbojskie filmy,
gdzie ciągle mówi się "Yep..." i dobrze wiemy, o co wam chodzi.
Dzieciaki dadzą sobie z tym radę". No i tak się stało. Oglądali film po
kilka razy. Dostawaliśmy listy typu: "Widziałam 'A Hard Day's Night' 75
razy i uwielbiam ten film".
Błędy: jak w każdym filmie tak i w tym nie ustrzeżono się potknięć. Oto niektóre z nich:
W scenie w pociągu, tuż przed piosenką "I Should Have Known Better", w rogu wagonu widać mikrofon ekipy filmowej.
Gdy Beatlesi udają się do klubu, George i John mają na sobie białe koszule i płaszcze. Na miejscu obydwaj ubrani są w czarne golfy.
Gdy Ringo spaceruje z chłopcem po nabrzeżu, widać wyraźnie, jak usta muzyka wypowiadają kwestie, które za chwilę mówi chłopiec. W scenie tańca widać, jak Shake śpiewa piosenkę "All My Loving", jednak gdy słychać wers "Remember I'll always be true", wyraźnie widać, że jego usta wypowiadają słowa tytułowe.
Gdy Beatlesi wychodzą na przejście przeciwpożarowe (tuż przed piosenką "Can't Buy Me Love"), słychać Ringo krzyczącego "We're out" ("Jesteśmy na zewnątrz"). Jednak jego usta wtedy się nie poruszają.
Czarnoskóra dziewczyna na widowni najpierw siedzi na parterze, a w kolejnym ujęciu na balkonie. Przy stole dziadek Paula próbuje nakłonić Ringo, aby ten skończył czytać książkę i wtedy widać, ze w cukierniczce jest dużo cukru. W następnym ujęciu jednak naczynie jest puste. Gdy Beatlesi ćwiczą przed występem telewizyjnym, widać, że niezbyt przykładają się do swego grania, a mimo to ich instrumenty słychać wyraźnie. W pewnym momencie nawet John zwraca uwagę Ringo, że ten nawet nie uderza w talerze, pod wpływem czego perkusista stara się poprawić grę.
George nakłada piankę do golenia na lustro, aby "ogolić" Shake'a. Jednak gdy później do pomieszczenia wchodzi Norm, lustro jest zupełnie czyste.
Podczas sceny w wannie widać, że John ma na sobie ciemne kąpielówki. Jednak za chwilę, gdy wanna zostaje opróżniona, widać kąpielówki jaśniejszego koloru. Na początku sceny kąpieli Johna w wannie widać metalową mydelniczkę z przodu wanny. Pojemnik znika w następnych ujęciach.
Wydany:
1964 –
film w kinach
1984 - na
kasetach video
1997 -
pierwsze wydanie na DVD
2010 –
DVD Blu-Ray
GEORGE
MARIN: The Beatles zupełnie nie interesowali się tajnikami nagrywania
płyt aż do chwili, kiedy przestali koncertować. Do tej pory nie mieli na
to czasu. Wpadali do studia, nagrywali swoje kawałki i zostawiali nam
resztę pracy. Pierwsze nasze wspólne nagrane płyty były mono, choć
miałem już urządzenia do nagrywania stereo. Żeby łatwiej było miksować,
miałem głosy nagrane oddzielnie od podkładów, więc używałem urządzenia
stereo jako dwuśladu. Wcale nie z myślą o stereo, tylko by dać sobie
trochę pola manewru w remiksowaniu tego mono. Pierwsze nagrania robione
były na dwuśladzie, i to na żywo, tak jak nagrania radiowe. Dzięki
osiągnięciom techniki, jakim był czteroślad, mogliśmy potem nakładać i
dokładać głosy oraz solówki gitar. W czasie pracy nad "A Hard Day's
Night" z pewnością mogliśmy nagrać główny ślad, a wokale dograć później.
Nic więc dziwnego, że łączyłem wszystkie instrumenty rytmiczne na
jedną ścieżkę lub dwie (z reguły na jedną), tak by bas pracował z
gitarą. Dopiero potem zaczynaliśmy do wszystkiego dodawać bas, dzięki
czemu Paul mógł nieco lepiej wykorzystywać swój głos.
JOHN: Bzdurą jest porównywanie nas do braci Marx. Jedynym podobieństwem jest to, że ich było czterech i nas też jest czterech.
PAUL:
Alun wyłapał wiele naszych smaczków. Rzeczy w stylu: "Spóźnił się, ale
jest czysty, no nie?" Takie małe żarty, nasz sarkazm, humor, dowcip
Johna, lakoniczność Ringa - każdego z nas pokazał, takim jakim był. W
filmie udało się całkiem dobrze oddać nasze postacie, bo Alun bardzo
się starał włożyć w nasze usta tylko te słowa, które mógł od nas
usłyszeć.Kiedy kończył jakąś scenę, pytał: "Jesteście z niej
zadowoleni?", a my na to: "Taaa, to jest dobre, ale czy mógłbym
powiedzieć to tak?" Uważam, że napisał bardzo dobry scenariusz.
GEORGE:
Jest taki dialog, w którym mówię: "Nie włożę tego, bo to jest grockie!"
Wymyślił to Alun, nie ja. Ludzie latami używali tego zwrotu. To był
nowy zwrot - grockie, czyli groteskowe. JOHN: Uważaliśmy, że to słowo było dziwaczne i George zawsze się kurczył z zakłopotania, gdy musiał go użyć.
GEORGE: Podejrzewam, że on uważał, iż będąc z Liverpoolu zna nasze poczucie humoru. Jeśli było coś, co się nam naprawdę nie
podobało, to nie sądzę, żebyśmy to zrobili, choć podczas kręcenia
"Help!" (w '65) byliśmy już tak zarozumiali, że zmienialiśmy dialogi
według własnego uznania. Alun napisał scenę, w której prasa znęca się
nad nami, co było częścią naszej codzienności. Zadawali nam pytania w
stylu: "Jak znaleźliście Amerykę?", a my na to: "Skręciliśmy w lewo nad
Grenlandią".
Ludzie kojarzą nas z poczuciem humoru i uważam, że humor był integralną
częścią The Beatles. Kiedy pojawiło się dużo nowych zespołów, takich
jak Gerry and the Pacemakers, nikt nie był w stanie powiedzieć, kto kim
był. Ich hity były podobne i każdemu poświęcano tyle samo czasu w
mediach. Nawet mając hit potrzebowałeś czegoś ekstra, by zwrócić uwagę
mediów. The Beatles byli zabawni i to bardzo a nasz humor sprawdzał się
nawet w Nowym Jorku czy gdzie indziej, wszędzie był świetny. Mieliśmy
niewyparzone języki i ludzie to kochali. W Liverpoolu każdy uważa się
za komika, wystarczy przejechać się tunelem pod Mersey, a facet, który
pobiera opłatę za wjazd, okaże się komikiem. Urodziliśmy się z tym i
mamy to we krwi. W naszym przypadku humor był nawet silniejszy, bo każdy z nas czterech korzystał z zasobów kolegi. Jeśli komuś zabrakło pomysłów to inny rzucił jakieś bombowe zdanie.
RINGO:
To była znakomita zabawa. Kręcenie filmu było dla mnie czymś
niesamowitym. Od dziecka uwielbiałem filmy. Chodziłem cholernie dużo do
kin Beresford i Gaumont w Liverpoolu. Mam świetne wspomnienia z
sobotnich poranków. Podobało mi się wszystko - jeśli pokazywano film
piracki, byłem potem piratem, jeżeli western to kowbojem i tak dalej.
Filmy były dla mnie krainą fantazji i nagle my graliśmy w filmie. To
było takie romantyczne - te światła i jazda na plan limuzyną. Uważam, że
ze względu na moją miłość do filmów byłem mniej zakłopotany graniem w
filmie. Johnowi też to się podobało. Miałem wrażenie, że George przez
większość czasu nie chciał grać. Robił to tylko dlatego, że my to
robiliśmy. GEORGE:
Nie wiem, o czym on mówi. Uwielbiałem to zajęcie! Nie lubiłem jedynie
wstawać o 5 rano. Zaczynaliśmy bardzo wcześnie. Musieliśmy przybyć na
miejsce, przebrać się, uczesać i umalować. Gdy my się szykowaliśmy, oni
próbowali sceny z dublerami. Wołali nas dopiero wtedy, gdy byli gotowi
na próbę z nami.
Tyle zawsze się działo dookoła, że nigdy nie wiedziałem, ile jest
kamer. Nie zwracaliśmy zbyt wiele uwagi na szczegóły - byliśmy w środku
otoczeni tym wszystkim.
RINGO:
Nie znosiliśmy wstawać wcześniej rano i jest na to dobry przykład w
scenie, która była moją koronną. Chodzi o spacer nad rzeką, fragment z
"samotnym facetem". Przyszedłem na plan prosto z nocnego klubu (bardzo
nieprofesjonalne) i, mówiąc delikatnie, miałem kaca. Dick Lester
zgromadził wszystkich na miejscu, włącznie z dzieciakiem, z którym
miałem grać tę scenę. Mózg mi nie pracował. Było po mnie.Powiedziałem,
"Pozwólcie mi tylko iść i to sfilmujcie". No i tak zostało. Wyglądam tak
ponuro i marnie, bo czułem się jak gówno. Czułem się tak źle, że nie ma
tam żadnego aktorstwa.
Pojutrze druga część cz. 2
Historia The Beatles
History of THE BEATLES
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz