IN MY LIFE



Kompozycja: Lennon (60%) & McCartney (40%) 
Napisana: październik 1965 
Nagrana: 18,22 października 1965 (Studio 2, Abbey Road) 
Mix: 25, 26 października 1965 
Wydana: 3 grudnia 1965 (UK), 6 grudnia 1965 (USA) 
Podejścia: 3 
Długość: 2'22” 
Producent: George Martin

Inżynier: Norman Smith, Ken Scott, Stuart Eltham, Mike Stone 
Obsada:

John: wokal wiodący (zdublowany), gitara rytmiczna (1961 Sonic Blue Fender Stratocaster) 
Paul: wokal harmoniczny, gitara basowa (1963 Hofner 500/1) 
George: wokal harmoniczny, solowa i rytmiczna gitara (1961 Sonic Blue Fender Stratocaster) 
Ringo: perkusja (1964 Ludwig Super Classic Black Oyster Peral), tamburyna, 
George Martin: fortepian (1905 Steinway Vertegrand "Mrs. Mills")




Dostępne:

Rubber Soul (UK: Parlophone PMC 1267; US: Capitol PCS 3075; Parlophone CDP 7 46440 2) 
The Beatles 1962-1966 (UK: Apple PCSP 717; US: Apple SKBO 3403; Apple CDP 7 97036 2) 
Love Songs (UK: Parlophone PCSP 721; US: Capitol SKBL 11711)



Zdaniem wielu, najlepszy numer na albumie 'Rubber Soul', głównie autorstwa Johna, owoc nostalgii za wspomnieniami z rodzinnego Liverpoolu (The Beatles wyraźniej do tego motywu powrócą w 1967 dwoma super-przebojami, 'Penny Lane' oraz 'Strawberry Fields Forever').  
JOHN: „Był taki okres, kiedy uważałem, że nie potrafię pisać ładnych melodii, które pisał Paul a tylko krzykliwe rock and rolle. Ale oczywiście, kiedy pomyślę o niektórych z moich piosenek – 'My Life' lub inne wcześniejsze, 'This Boy' – to oczywiście takie pisałem, najlepsze ze wszystkich”.

Remix '2024

Rzeczywiście, obok 'Strawberry Fields', 'I Am The Walrus' czy 'Help!, John uważał 'In My Life' za jedną ze swoich najlepszych piosenek w The Beatles.

JOHN: W przypadku 'In My Life' miałem kompletny tekst, dziennikarska wizja podróży, z rodzinnego domu w dół przedmieścia, autobusem, z nazwami każdego kolejnego miejsca. Przerodziło to się właśnie w 'In My Life', w której wspominam przyjaciół i kochanki z przeszłości. Muzycznie Paul pomógł mi w refrenie, ale reszta była moja, cały tekst, dopracowanie, uszczelnienie i wypuszczenie gotowej piosenki. To był – jak sądzę – mój pierwszy kawałek solidnej roboty. Do tej pory wyrzucałem wszystko z siebie, by tego nie trzymać w sobie, by to szybko wydać na płycie. Tym razem także po raz pierwszy świadomie literacko umieściłem część siebie w tekście. Zainspirowali mnie do tego Kenneth Allsop oraz Dylan.

Kenneth Allsop
Dziennikarz Kenneth Allsop zasugerował Johnowi, by napisał poważną piosenkę o swoim dzieciństwie. Miało być o jeździe autobusem przez Liverpool. Później John uznał, że to nudne, pytając sam siebie o powód jazdy autobusem, że to nudne, śmieszne i ten sposób narodziły się u niego refleksje na temat miejsc i ludzi z przeszłości. Zwrot 'I Love You More' miał sugerować dojrzałość duchową, którą się osiąga z wiekiem, gdy także się odkrywa, że dzieciństwo było wspaniałe, niezapomniane, także odkrycie prawdziwej miłości. W pierwszych wersjach tekstu John precyzyjnie wymieniał miejsca z Liverpoolu:


 “There are places I’ll remember,
All my life, tho’ some have changed,
Some forever but not for better,
Some have gone and some remain. 
 Penny Lane is one I’m missing, 
 Up church and to the clocktower,
In the circle of the Abbey, 
 I have seen some happy hours. 
 Past the tramsheds with no trams,
On the 5 bus into town,
Past the Dutch and St. Columbus,
To the Dockers Umbrella that they pulled down.
All these places have their memories,
Some are dead and some are living.




JOHN: „Pisałem u siebie na górze (Kenwood, Weybridge), miałem tam magnetofon Brunella, nadal go mam. Tam nagrałem po raz pierwszy mój śpiew do 'In My Life', także 'Across The Universe'...
 
A wspomnienia Paula ? (A Many Years From Now- 1997). W przypadku wielu piosenek zazwyczaj wspomnienia obu liderów są podobne, różnią się najbardziej w przypadku tylko dwóch piosenek: 'In My Life' oraz 'Eleanor Rigby'.
 
PAUL: „Przyjechałem do Johna do Kenwood, jak zawsze pisać piosenki. Miał już bardzo ładnie zaczynający się wstęp i jak to miało miejsce w przypadku wielu naszych piosenek, to była tęsknota za Liverpoolem... O ile pamiętam, nie miał jeszcze melodii, i tutaj moje wspomnienia są sprzeczne z tymi od Johna. Powiedziałem,' ok, nie mamy jeszcze melodii, pozwól mi popracować nad tym'. Zszedłem na dół gdzie John miał mellotron, usiadłem tam i próbowałem słowa wpasować w melodię, którą stworzyłem na bazie przeboju Smokey Robinsona i The Miracles...(prawdopodobnie chodzi tutaj o piosenki 'You really Got A Hold On Me' oraz 'Tears Of Clown' , rzeczywiście w „klimacie” 'In My Life'- RK)

Pamiętam, że napisałem całą melodię, i uważam, że ona jest bardzo w moim stylu, jeśli ją się przeanalizuje. I oczywiście pracowałem także na tekstem. Struktura melodii jest bardzo moja, mój styl. Moja pamięć podsuwa mi wspomnienia, gdy powiedziałem do Johna,' Idź napić się filiżankę herbaty lub czegoś innego. Pozwól mi pobyć z tym przez 10 minut i ja to zrobię...

Próbowałem trzymać melodię w nastroju trochę bluesowym, z małymi harmoniami, i pamiętam jak poszedłem do pokoju i powiedziałem mu, ' Mam, jest świetne. Dobra melodia moim zdaniem, a co o tym sądzisz?' John odparł, 'Przyjemna', i zaczęliśmy pracować dalej, używając już gotowej melodii w wpasowując w nią resztę wersów tekstu. Powstała świetna piosenka, którą zaśpiewał John ...

Tak więc to był oryginalny pomysł Johna, ale myślę, że z moją melodią, moim riffem. Nie chcę być tutaj kategoryczny ale tak to zapamiętałem. Uważam, zresztą, ze to i tak bardzo zadowalające, że my obaj nie zgadzamy się tylko w stosunku do dwóch piosenek.

Paul dodawał także, że przeinaczano wypowiedzi Johna, zaś on wcześniej milczał na ten temat z powodu utarty Johna, któremu niemal jak sacrum przyznawano jak największy wkład w każdą piosenkę zespołu, pomniejszając jego. Stąd między innymi oddzielny fragment w książce na temat wszystkich faktów związanych z autorstwem piosenek spółki. Ostatnia uwaga o uldze, że obaj różnią się w „ocenie” tylko dwóch piosenek ma łagodzić caly wywód ale jednocześnie uzmysławia fanom, że tak naprawdę całej prawdy nigdy się nie dowiemy.
 

W bardzo godnej uwadze książce „Revolution In The Head”, Ian MacDonald sugeruje,że piosenka ze względu na swoją budowę (oryg: “angular verticality, spanning an octave in typically wide – and difficult – leaps ) bardziej sugeruje na autorstwo McCartney'a niż Lennona. By sprawa wyglądała jednak nie zbyt prostą, w trzeciej edycji książki dodano kolejny komentarz: ' z drugiej strony, chromatyczne zejście, z molowej subdominanty w drugiej połowie wersu (the chromatic descent, via the minor subdominant, in the second half of the verse) sugeruje bardziej na Lennona. Może McCartney pisał pierwszą połowę wersu a Lennon drugą ? ' Może dlatego John zawsze podkreślał swój udział w napisaniu melodii.

Do ciekawego wniosku można dojść podczas oglądania rękopisu, który powstał po zakończeniu pracy nad piosenką. Wszystko jest napisane w pierwszej osobie , tytuł to „In My Life (Song)” a pod tekstem widnieje tylko jeden podpis: John Lennon. Idźmy dalej: W 1973 roku w wywiadzie dla magazynu Rolling Stone Paul zapytany o ulubione piosenki spółki Lennon & McCartney odpowiada: 'Lubiłem 'In My Life', John napisał słowa a ja napisałem do nich muzykę'. To było kilka lat po napisaniu piosenki, więc Paul mógł lepiej wszystko pamiętać. W 2001 roku dla Readers' Digest Paul mówił: „'Myślę, że ja ją napisałem ('In My Life'), John myśli, że on. Wiecic co ? Niech ją ma. Jedną z 200!”
 
Od początku  dobry duch zespołu - Martin.
Początki - na górze w reżyserce.

Piosenkę nagrano bez instrumentalnego solo, tutaj zespół nie miał pomysłu jakie ma być, w którym momencie i na jakim instrumencie. Problem ten rozwiązał 22 października George Martin: 'In My Life' jest jedną z moich ulubionych ponieważ jest w niej tak dużo Johna. Super piosenka i jednocześnie taka prosta. Był fragment w środku, odnośnie którego John nie mógł się zdecydować na nic. Gdy mieli przerwę na herbatę, zszedłem na dół i zagrałem barokowe solo (inversja a la Bach) na pianinie, którego John wcześniej nie słyszał... Najpierw chciałem to zagrać na organach Hammonda. To co chciałem zrobić było zbyt skomplikowane do zagrania na żywo, więc nagrałem to o połowę wolniej i o oktawę niżej a następnie przyśpieszyłem... Brzmiało fantastycznie. Zdążyłem nagrać, zanim nie wrócili z przerwy. Spodobało mu się i takie zostawiliśmy w piosence”.

Długoletni przyjaciel Johna, jeszcze z Liverpoolu, Pete Shotton powiedział kiedyś, że wers, "some are dead and some are living" odnosi się do Pete'a Besta oraz Stu Sutcliffe'a.

Wersja na płycie kompaktowej różni się od tej oryginalnej na płycie winylowej, jest na niej ciężki pogłos an wokalu. Poprawiono ją do wersji oryginalnej na wersji remasterowanej w 2009 roku.


 





There are places I'll remember
All my life though some have changed
Some forever not for better
Some have gone and some remain
All these places had their moments
With lovers and friends I still can recall
Some are dead and some are living
In my life I've loved them all

But of all these friends and lovers
There is no one compares with you
And these memories lose their meaning
When I think of love as something new
Though I know I'll never lose affection
For people and things that went before
I know I'll often stop and think about them
In my life I love you more

Though I know I'll never lose affection
For people and things that went before
I know I'll often stop and think about them
In my life I love you more
In my life I love you more




Sir George Martin - w niejakim stopniu także twórca   "In My Life"





*******

Muzyczny blog  Historia The Beatles  Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.


George Martin dla Melody Maker - wywiad - 1971 - cz. 2

Druga część wywiadu z George Martinem (1971), Poprzednia część: tutaj.

MM: Bycie pod takim ciśnieniem łączyło ich razem.
MARTIN: Nawet Brian był poza tym małym zamkiem, mogliśmy tylko na niego spoglądać.
MM: Czy Brian miał coś wspólnego z powstawaniem muzyki ?
MARTIN: Wcale. I słusznie robił. Ich partnerstwo było fajne – on był biznesmanem i miał dużo wolnej przestrzeni do działania, ustalania dat, terminów, kontaktu z ludźmi, którzy sprzedawali the Beatles, to było bardzo ważne. Miał wspaniałe maniery, naprawdę. Ale lubił być częścią muzyki. Któregoś dnia chłopcy bardzo go zranili, byli na dole a ja rozmawiałem z nimi przez intercom. Brian podniósł mikrofon i powiedział: 'Dlaczego nie zrobicie tak i tak' a John mu odparł, 'Brian, ty przejmuj się naszą kasą, a my będziemy się zajmować muzyką'.Brian zaczerwienił się cały ale nie odezwał się już ani słowem. Było oczywiste, że to go bardzo zabolało. 

MM: " MM: "Rubber Soul" zawsze wydawał mi się jako ich najbardziej idealny album – tak naprawdę to był ich ostatni album „live” (na żywo)
MARTIN: Tak, ostatni z nie-produkowalnych. Słuchałem go ponownie po raz pierwszy od lat, gdy byłem rok temu na wakacjach i brzmiał całkiem dobrze.
MM: "Revolver" był krokiem dalej , w kierunku wykorzystywania możliwości pracy w studiu, czy to był świadomy ruch ?
MARTIN: Tak myślę. Chłopcy byli cały czas ciekawi wszystkiego co związane z muzyką i światem wokół niej, cały czas coś odkrywali. Starałem się powiedzieć o tym, wszystko co wiedziałem.... Spędzałem trochę czasu z Johnem grając mu trochę muzyki klasycznej, Ravela i inną, ale to specjalnie do niego nie docierało. 
Ale lubili rzeczy w rodzaju Stockhausen ... szybko go odkryli wtedy, i "Tomorrow Never Knows" było oczywistym dowodem jego wpływu. 
Zanim oni się pojawili robiłem trochę muzyki elektronicznej, wydałem singla "Time Beat" – pamiętasz go ? Został wydany pod nazwiskiem Ray Cathode, zrobiłem to z the Radiophonics Workshop.
MM:Ale oni ją odkryli ją sami? 

Pod koniec działalności zespołu -  ale nie po raz ostatni ta trójka w studiu.
 
MARTIN: Odkryli sami dla siebie. Rozmawialiśmy bardzo dużo o tym i ciężko wskazać palcem kogoś, kto odkrył pierwszy. Chociaż "Tomorrow Never Knows" ... kupili sobie magnetofony i zaczęli się z nimi bawić w swoich domach... Przypuszczam, że Paul odkrył to pierwszy... zaczęli robić swoje małe pętle dźwiękowe na taśmach, zabawa z odwracaniem taśm by glowica czytała to w kółko, nakładając to wszystko na siebie. Możesz zbudować zabawne zawirowania dźwiękowe a odtwarzanie tego z różnymi prędkościami dodaje jeszcze nowych efektów. Dla "Tomorrow Never Knows" wszyscy porobili swoje taśmy z pętlami i przywieźli je do mnie. 
Wgrałem je wszystkie i przetwarzałem ponownie... kończąc na ośmiu pętlach (loops). Następnie nałożyliśmy na inną ścieżkę głos Johna, perkusję i zdaje się bas, i ponownie Johan głos przetworzony przez Leslie speaker, ponieważ on powiedział do mnie 'Chcę by mój głos brzmiał jakby dochodził z gór Tybetu' – oczywiście zakręcony był przez 'the Tibetan Book of the Dead'. Chciał by można w głosie było zrozumieć słowa ale chciał eterycznych efektów, więc przepuściłem go przez Leslie. Następnie wstawiłem we wszystko znowu pętle, mieliśmy 8 dużych magnetofonów studyjnych, zmieszaliśmy taśmy z każdego...
 I tak uzyskaliśmy końcowy efekt.
MM: Traktowałeś to wszystko jako dobre rzeczy dla pop muzyki ?
Martin i Epstein.
MARTIN: O, tak, ponieważ w tym czasie mogliśmy sobie pozwolić na podjęcie ryzyka, moglismy eksperymentować. To była tylko jedna ścieżka na całym albumie, a w przypadku gdyby ludziom się nie spodobała - trudno. To był eksperyment, taki lekki odpust i uznaliśmy, że opłaca się zaryzykować.
MM: Pamiętasz jak powstawała "Eleanor Rigby"?
MARTIN: Piosenkę, nie ale pamiętam samo jej nagrywanie. Przypominam sobie, że w czasie nagrywania Paulowi brakowało trochę tekstu, pytał wszystkich naokoło,co tutaj i tam pasuje, jakie wyrazy, zwroty.'Co tu wstawić?' a Neil, Mal i ja zaczęliśmy mu podpowiadać.
MM: A co z aranżacją – tak samo było jak z "Yesterday"?
MARTIN: To bardziej skomplikowane. Wziąłem za wzór sposób komponowania od amerykańskiego kompozytora filmowego, miał takie same imię jak ten kto dyrygował the Northern Dance Orchestra ... Bernard Herrman.
MM: Oh, on napisał muzykę do „Psychozy”...
MARTIN: Dokładnie. Napisal muzykę do Fahrenheit 451, a instrumenty smyczkowe tam były wspaniałe. To był mój odnośnik dla "Eleanor Rigby" gdy pracowałem na tym z Paulem. Ulepszając jego pomysły i harmonie i tak to właśnie ewoluowało. To było stosunkowo łatwe, bo Paul potrafił zagrać melodię, ja przekładałem to na partyturę dla smyczków w stylu Bernarda Hermanna.



Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

I'M LOOKING THROUGH YOU

Kompozycja: Lennon & McCartney (100%)
Napisana: listopad 1965
Nagrana: 24 paźdzerinika, 6, 10,11 listopada 1965 (Studio 2, Abbey Road)
Mix: 15 listopada 1965
Wydana: 3 grudnia 1965 (UK), 6 grudnia 1965 (USA)
Podejścia: 1
Długość: 2'24”
Producent: George Martin
Inżynier: Norman Smith,Ken Scott

Obsada:
John: gitara akustyczna (Gibson J160E) ,
Paul: wokal (zdublowany), gitara basowa (1964 Rickenbacker 4001s),gitara akustyczna (1964 Epiphone FT-79 "Texan")
George: gitara solowa (1965 Epiphone E230TD(V) Casino)
Ringo: perkusja (1964 Ludwig Super Classic Black Oyster Peral),organy (1965 Vox Continental Mk 1), tamburyna,

Dostępne:
Rubber Soul (UK: Parlophone PMC 1267; PCS 3075; US: Capitol (S)T 2442; Parlophone CDP 7 46440 2)

Kompozycja McCartney'a z albumu 'Rubber Soul', kolejna odnosząca się do związku muzyka z Jane Asher (You Won't See Me oraz We Can Work It Out – razem z 'I'm Looking Through You' stanowią tzw. trylogię Paula o swoim związku z aktorką - RK), kolejna napisana w rodzinnym domu Asherów przy Wimpole Street w Londynie. Kilka wspomnień Paula na ten temat.
PAUL: „Napisałem w tamtym pokoju sporo piosenek. 'I'm Looking Through You' napisałem o ile pamiętam, po którejś kłótni z Jane. Było dużo takich momentów... Czasem zdarzają się takie piosenki, w których spoglądasz na poprzednie relacje bardzo refleksyjnie lub … wnikliwie... Ta piosenka – jak pamiętam - była owocem mego rozczarowania wobec jej zobowiązań. Wyjeżdżała w owym czasie do teatru Old Vic w Bristolu bardzo często...
W piosence zawarłem własne wrażenia, że nasz związek nie jest taki na jaki wygląda. Chciałem je poprzez napisanie piosenki wyrzucić z siebie. Nie lubię trzymać urazy więc spróbowałem się pozbyć tego emocjonalnego bagażu...Pamiętam akurat, że ta jedna (piosenka) była właśnie o tym. 'I'm looking through you, and you're not there!' (Patrzę na wskroś w ciebie,ale ciebie tam nie ma)...
Moje całe życie bardzo długo koncentrowało się wokół życia kawalerskiego. Nie taktowałem kobiet jak większości ludzi. Miałem zawsze wokół siebie jakieś kobiety, nawet gdy miałem stałą dziewczynę. Moje życie było bardzo liberalne, nie normalne...Wiedziałem, że to bardzo egoistyczne. To spowodowało, że trochę o tym napisałem. Jane raz mnie opuściła i wyjechała grać do Bristolu. Powiedziałem sobie OK, w takim razie znajdę sobie kogoś innego. Ale to było wstrząsające być bez niej.
To całkowicie moja piosenka, nie przypominam sobie by John coś przy niej grzebał”.


JOHN: „To Paul”.
Omawiana piosenka jest unikalnym numerem The Beatles, ponieważ była przerabiana zanim ją nagrano, całkiem od podstaw aż dwukrotnie. McCartney spędził cały dzień 24 października w studiu próbując ją jako bardzo wolną, balladową wersję bez refrenu „Why, tell me why...” (wersję tą możemy usłyszeć na 'Anthology 2'). Potem jednak znowu zaczął pracę nad piosenką w znacznie szybszej wersji i z inną aranżacją. Poprzednią wersję wyrzucił do kosza, zdegustowany tym co usłyszał. W sumie nad piosenką Paula zespół pracował w sumie aż 18 godzin, znacznie dłużej nić nad innymi, by ostatecznie nagrać ją w 1 podejściu, do którego później dogrywano dodatkowy wokal Paula oraz efekty dźwiękowe Ringa.
Ciekawostką jest, że to jedyna piosenka, w której Ringo gra na organach. Od sesji 'Help', piosenki 'I'm Down' instrument ten był często używany w studiu jak i w czasie koncertów na żywo. Ringo gra tylko dwa akordy na końcu każdego wersu, powtarzane w czterech taktach, ale w wyniku miksu gitary George'a i organów Ringa,wydaje się, że nagranie ma cały czas oddzielną ścieżkę na tym instrumencie. W tej piosence po raz drugi na płycie Paul zaczął korzystać z innego basu, gitary Rickenbacker, wcześniej zagrał także na niej w 'Think For Yourself'. Przyznam się, że panują tutaj pewne różnice w źródłach. Przy obu piosenkach najczęściej podawany jest znowu słynny Hofner Paula, ale w większości opisów z 'I'm Looking Through You' jest już Rickenbacker. Uznajmy w danej chwili, że to jest mniej istotne, ale jeszcze wrócę do tego wątku. Ringo wystukuje tutaj rytm na kolanach, pudełku zapałek zbliżonym do mikrofonu , także klaszcząc.
Barry Tashian, gitarzysta solowy i wokalista The Remains, grupy, która była jednym z artystów otwierających koncerty The Beatles w 1966 wspomina swoją rozmowę z Ringiem w czasie trasy. Rozmawiali o muzyce, nagraniach. „Gdy spytałem Ringo o 'I'm Looking Through You' i słyszalne tam pacnięcia perkusyjne, nachylił się do mnie i udając, że przekazuje mi bardzo ważny sekret, powiedział, że po prostu grał palcami na pudełeczku od zapałek”.
George'a udział w nagraniu jest często poddawany w wątpliwość. Niektórzy uważają, że nie brał udziału w nagraniu piosenki albo, że tylko grał na tamburynie zamiast Ringa. Większość źródeł jednak wymienia go jako gitarzystę, który gra bardzo głęboko w tle i takiej wersji trzymajmy się tutaj na blogu. 



I'm looking through you, where did you go
I thought I knew you, what did I know
You don't look different, but you have changed
I'm looking through you, you're not the same
Your lips are moving, I cannot hear
Your voice is soothing, but the words aren't clear
You don't sound different, I've learned the game.
 

I'm looking through you, you're not the same
Why, tell me why, did you not treat me right?
Love has a nasty habit of disappearing overnight
You're thinking of me, the same old way
You were above me, but not today
The only difference is you're down there
I'm looking through you, and you're nowhere
Why, tell me why, did you not treat me right?
Love has a nasty habit of disappearing overnight
 

I'm looking through you, where did you go
I thought I knew you, what did I know
You don't look different, but you have changed
I'm looking through you, you're not the same
Yeah! Oh baby you changed!
Aah! I'm looking through you!
Yeah! I'm looking through you!
You've changed, you've changed, you've changed, you've changed, yes you've changed!
  


Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
HISTORY THE BEATLES

PAUL MCCARTNEY: WINGS OVER AMERICA '2013


27 maja 2013 roku w Wielkiej Brytanii (USA dzień później) ukaże się długo oczekiwane wydawnictwo Paula McCartney'a „Wings Over America”, w wersji remasterowanej oraz z dodatkowym filmem na dvd (także w blue-rayu) i szeregiem suplementów, o których pisze niżej. To ogromna gratka nie tylko dla fanów Paula, Beatlesów ale i dla fanów rocka, bo trasa „Wings Over America” to przede wszystkim Paul McCartney na rockowo.
W 1976 roku Paul z własnym zespołem Wings odbył gigantyczne tournée po Północnej Ameryce, Po raz pierwszy będziemy mieli okazję podziwiać całą trasę, jej najlepsze fragmenty w formacie cyfrowym na 5.1 surround (kina domowe), oglądać dokładną dokumentację filmową oraz zdjęciową – w tym zdjęcia robione naprawdę „od kuchni” przez członka zespołu, Lindę McCartney.
Oryginalne „Wings Over America” zostało wydane przez Capitol 10 grudnia 1976 (na VHS, Beta i Laserdisc), trzypłytowy album z pełnym zestawem WSZYSTKICH piosenek granych przez Paula i zespół w dniach od 3 maja (Fort Worth) do 23 czerwca 1976 (Los Angeles).

Zawartość:
2 CD zremasterowane w Abbey Road Studios (plus 8 wcześniej nie opublikowanych piosenek, zarejestrowanych w Cow Palace w San Francisco).
DVD – 75 minutowy film,
książka (112)-str. autorstwa Davida Fricke, z dodatkowymi wywiadami z Paulem oraz bogatym zbiorem zdjęć ilustrującym całe wydarzenie,
ekskluzywny album (60-str.) ze zdjęciami Lindy McCartney jako swoista kronika trasy,
książka (136-str.) jako replika oryginalnego programu trasy, plakaty, teksty piosenek oraz innych pamiątek z 1976 roku,
książka (80-str.) z rysunkami Artysty Humphrey'a Ocean,
kod dostępu do portalu w sieci, z którego można pobrać wszystkie piosenki (tytuły) w wysokiej rozdzielczości (24 bit, 96 Khz) – zamieszczony na dołączonej do wydawnictwa karty,
Rockshow” DVD (blue ray) - 139 minutowy koncert na DVD. Rewelacja prawda ?
„Wing Over America” ukaże się także (podobnie jak cala dyskografia The Beatles) w odrestaurowanej wersji cyfrowej na płytach winylowych.

Detale (dokładne info):
trzy edycje (rzeczywiste):
1. Paul McCartney & Wings - Wings Over America (Standard Edition) - 2CD MPL / Hear Music
2. Paul McCartney & Wings - Wings Over America (Deluxe Edition) - 3CD +1 DVD MPL / Hear Music
3. Paul McCartney & Wings - Wings Over America (Vinyl) - 3LP MPL / Hear Music


edycje do pobrania przez Internet:
1. Paul McCartney & Wings - Wings Over America (Special Edition Digital Booklet MFIT + = 28 tytułów)
2. Paul McCartney & Wings - Wings Over America (Special Edition Hi Res Digital TrueHD + Booklet = 28 tytułów)
Piosenki:
CD1 (Standard / Deluxe / LP)
1. Venus And Mars / Rock Show / Jet
2. Let Me Roll It
3. Spirits Of Ancient Egypt
4. Medicine Jar
5. Maybe I'm Amazed
6. Call Me Back Again
7. Lady Madonna
8. The Long And Winding Road
9. Live And Let Die
10. Picasso's Last Words
11. Richard Cory
12. Bluebird
13. I've Just Seen A Face
14. Blackbird
15. Yesterday





Paul i Wings

                    
CD2 (Standard / Deluxe / LP)
1. You Gave Me The Answer
2. Magneto And Titanium Man
3. Go Now
4. My Love
5. Listen To What The Man Said
6. Let 'Em In
7. Time To Hide
8. Silly Love Songs
9. Beware My Love
10. Letting Go
11. Band on the Run
12. Hi Hi Hi
13. Soily






CD3 (Deluxe only,nagranie na żywo z koncertu w Cow Palace,San Francisco)
1. Let Me Roll It
2. Maybe I'm Amazed
3. Lady Madonna
4. Live And Let Die
5. Picasso's Last Words
6. Bluebird
7. Blackbird
8. Yesterday



 
Rockshow
Maybe I'm Amazed - Wings Over America Tour


Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

PAUL W POLSCE, SPIESZCIE Z ZAKEP BILETÓW

Koncert Sir Paula McCartnye'a w Polsce już 22 czerwca 2013. Pamiętajcie!!! Za 57 dni.
Piotr Metz opowiedział, że Paul zawsze chciał przyjechać do Polski, ale wreszcie teraz do tego wydarzenia na pewno już dojdzie. A pamiętam jak prosiłem P.Metza w mailu ( 2, 3 lata temu?), by ten zrobił wszystko co się da, by sławny muzyk pojawił się u nas w kraju i dziennikarz odpisywał, że na pewno do tego dojdzie, bo sam Paul zapewniał, ze bardzo się chce nad Wisłą pojawić. Mnie nie udało się zobaczyć Paul w Berlinie, najbliżej nas. na Ukrainę nie pojechałem także...
 O ile wiem bilety sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Poniżej zrzut ekranu ze strony Dystrybutora biletów w Polsce (portal eventim.pl), czerwone oznaczają, że już zabrakło pewnej puli biletów. Proponuję nie czekać i szybko zamawiać. To może być dla każdego fana the Beatles wydarzenie życia i z pewnością nie można go ominąć. Ale pewnie każdy z Czytelników mego blogu o tym wie.


Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

George Martin dla Melody Maker - wywiad - 1971 - cz. 1


W rok po rozpadzie zespołu George Martin udzielił ciekawego wywiadu magazynowi „Melody Maker”. To spostrzeżenie na twórczość zespołu, osobowości jego członków człowieka, który był z nimi bardzo blisko od samego początku, po śmierci Epsteina w 1967 roku, jedynego takiego, który uczestniczył w całym „życiu muzycznym” Fab4.
MM: Pamiętasz jak Beatlesi przyszli do ciebie i EMI ?
MARTIN: Oh, tak, bardzo dokładnie. Brian Epstein przyprowadził ich do mnie, nie do EMI …, taak, był już z nimi w EMI ale go odpuścili ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałem.
MM: Kto ich odpuścił ?
MARTIN: Historia wyglądała tak. Zaprowadził ich do faceta - nie ma sensu podawać jego nazwiska – który był specem od marketingu. Zagrał taśmy dla dwóch producentów. W tym czasie było czterech producentów w EMI: Norrie Paramour, Norman Newell, Walter Ridley oraz ja. Dwóch z nich wysłuchało taśmy, to nie byłem ja, jeden z nich jest bez winy. Powiedzieli, że zespół wcale nie był dobry, więc Epstein poszedł z taśmami do Decca Records, którzy wstępnie się zainteresowali bo umówiono się na testy. W sumie Decca też ich odrzuciła. Brian próbował w innych firmach, zdaje się w ...Pye, Phillipsie. Zdesperowany zaniósł taśmy do HMV na Oxford Street...szukał wydawcy, do podrasowania taśmy ale Ted Huntley uznał, że taśmy były ok. Zaniósł je na górę do Sida Colemana, który prowadził EMI Publishing. Sidowi spodobało się to co usłyszał i powiedział: „Grałeś to dla EMI?” Brian potwierdził, ale, że nikt nie wykazał zainteresowania, więc Sid powiedział, by przedstawił piosenki dla mnie, ponieważ w tym czasie szukałem czegoś na rynku. Brian przyprowadził ich wprost do mnie i to było to.
MM: Czy pamiętasz piosenki z tej taśmy ?
George Martin  z chłopcami -  przerwa na herbatę.
MARTIN: Nie … Pamiętam "Your Feets Too Big" tam była. To była zbieranina piosenek. Możliwe, że była tam 'Love Me Do' ale nie jestem pewien. Oczywiście piosenki nie znokautowały mnie, w rzeczywistości zupełnie mnie nie powaliły, by obronić tych wszystkich ludzi, którzy to odrzucali, to były kiepskie taśmy, nagrane gdzieś na zapleczu, źle wyważone, piosenki średnio dobre, bardzo surowy zespół. Ale ponieważ czegoś szukałem, uznałem, że są dość interesujący by ich wypróbować. Powiedziałem, 'Brian, przywieź ich z Liverpoolu. Nie chcę tam jechać, chcę się im przyjrzeć w studiu'. Pewnie Brian w duchu jęknął, że będzie tak samo jak z Deccą, ale przywiózł ich do Londynu. Spędziłem z nimi popołudnie w studio nr 3 Abbey Road. Polubiłem ich. Polubiłem ich jako ludzi, niezależnie od wszystkiego, byłem też przekonany, że mają zadatki na przebojowy zespół, ale pod względem ich materiału muzycznego, nie miałem pojęcia co z nimi robić.
 
MM: Była w tym czasie luka w muzyce pop – byłeś świadom tego ?
MARTIN: I to bardzo. Bardzo zazdrościłem wtedy Norriemu Paramour, który miał Cliffa Richarda, wielką gwiazdę. Robiłem komediowe płyty - Peter Sellers, Charlie Drake, Bernard Cribbens – i robiłem to, bo mimo wszystko to lubiłem. To była okazja by Parlophone oferowało coś innego, to okazało się sporym sukcesem i tak zostałem okrzyknięty Królem Komedii. Zazdrościłem Norriemu pracy z Cliffem, ponieważ każda płyta komediowa działała tylko raz, musiałeś ciągle myśleć o następnej. Mając artystę takiego jak Cliff, musiałeś tylko znaleźć mu dobrze brzmiącą piosenkę, i już miałeś następny hit... Gdy pojawili się the Beatles pomyślałem, że nie wiem dokąd mnie to zaprowadzi, skąd brać piosenki , ale oni wyglądali na całkiem fajną grupę i ze swoim surowym brzmieniem wydawali się grupą, jakiej wcześniej ludzie nie słyszeli.
MM: Co było w nich szczególnego – surowe brzmienie, czy fakt, że byli grupą a nie solistą ?
MARTIN: Cóż, nie rozpoznałem tego od razu, ponieważ taśmy tego nie pokazywały. Spiewali czasem razem, ale najczęściej śpiewali na przemian, czasem to był John, czasem Paul a czasem George. Faktycznie na mojej pierwszej z nimi sesji poszukiwałem głosu. Myślałem, że są wspaniałymi ludźmi, ale kogo mam wybrać na głównego wokalistę ? Spędziłem popołudnie przesłuchując każdego z nich po kolei. Całkiem szybko odrzuciłem George'a, więc został mi wybór pomiędzy Johnem i Paulem.
MM: Czy wszyscy trzej śpiewali tak samo, gdy przyszli do ciebie ? 
 
MARTIN: Wykonywali te wszystkie standardy rock and rollowe, "Chains" i "Anna" i inne, robili to podabiajać oryginalne wykonania, które słyszałeś na płytach. Tak więc śpiewali wszyscy razem, ale okazjonalnie jeden wyskakiwał ze swoim solo. Nagle mnie uderzyło to, że byłem tak głupi, szukając solowego głosu, a wcale go nie potrzebowałem, powinienem brać ich takimi jakimi byli. Potem pozbyliśmy się Pete Besta, a Brian przyprowadził Ringo, w stosunku do którego byłem bardzo podejrzliwy.
MM: Co nie było nie tak z Pete Bestem?
MARTIN: Wyglądał z nich wszystkich najlepiej, co było bardzo ciekawe, ale nie był związany zresztą. Był zawsze odrobinę wyciszony, prawie gburowaty.Ale podstawą dla mnie było to, że nie podobała mi się jego gra na perkusji, nie była solidna i nie trzymała grupy w tempie. Powiedziałem Brianowi,że nie chcę by zagrał na płytach, ale że może z nim robić co chce poza studiem, jako częścią grupy, i że nie ma powodu, dlaczego nie można by wynająć do nagrania muzyka sesyjnego. Nikt nie miał o tym wiedzieć. Chłopcy zresztą i tak myśleli już o pozbyciu się go, ale nie chcieli wykonywać sami brudnej roboty.
MM: Co sądziłeś o grze Ringa, gdy go usłyszałeś po raz pierwszy ?
MARTIN: Nie dawałem mu szans na początku. Pojawił się w studiu – nie wiedziałem, że będzie i zamówiłem Andy White'a. Powiedziałem mu, że Andy jest tutaj, am zapłacone i będzie grał – a Ty, jeśli chcesz, możesz się dołączyć grając na tamburynie.
MM: To była sesja "Love Me Do".
MARTIN: Tak, w zasadzie zrobiliśmy ją jeszcze raz z Ringiem na perkusji, ponieważ gdy go usłyszałem, okazał się dużo lepszy niż Pete Best, było to bardziej solidarne względem grupy, ale w rzeczywistości był bardziej oschły niż Andy White, choć to i tak wpasowało go w grupę. Tamtymi czasy był bardzo surowy, ale całkiem dobry.
MM: Więc ostatecznie zagrał na singlu ?
MARTIN:O tak. Ale mieliśmy dwie wersje "Love Me Do," i jeśli mam być szczery, nie pamiętam która była którą. (odsyłam do LOVE ME DO – RK). Myślę, że chyba ta, na której grał Andy ukazała się na albumie.
MM: Czy kiedy spotkałeś ich po raz pierwszy, brałeś ich na serio jako muzyków ? Jako gitarzystów czy kompozytorów ?
MARTIN: Raczej nie jako kompozytorów. W zasadzie nie pokazali się jako umiejący komponować. "Love Me Do" uważałem, za słabiutkie, ale to było wtedy najlepsze co mieliśmy, nie mieli nic inneg a i ja nie miałem żadnej ciekawej piosenki im do zaoferowania. Jako muzycy grali całkiem przyzwoicie – potrafili grac na gitarach całkiem dobrze no i mieli te swoje, niczym nie skrępowane brzmienie. Przeszukiwałem biuro, byłem zdeterminowany , już po 'Love Me Do', by znaleźć im nową piosenkę, przeszukiwałem u wydawców ale nikt nie miał piosenki dla grupy, o której nikt nie słyszał. EMI słyszało o nich, nazwę Beatles uważało za głupiutką i chyba nie pokładało w nich wiary. „Facet od komedii chce wejść na poletko popu”, wiecie jak to jest. Mieliśmy numer 17 na listach, który spowodował lekkie tylko uniesienie brwi, tylko, więc znalazłem piosenkę Mitcha Murray'a, którą uważałem za idealną dla nich.Na sesji powiedzieli mi, że wcale im się piosenka nie podobała.
MM: Co to było ? 
 
MARTIN: "How Do You Do It." Ostatecznie nagrali ją ale nie uważali jej za swoją piosenkę. Powiedziałem, że nie usłyszałem od nich nic dobrego więc zrobili "How Do You Do It." John śpiewał solo, całkiem dobrze, ale przyszedł do mnie i błagał. Mówił, ' Zobacz, potrafimy robić lepsze numery niż ten, jeśli napiszemy coś lepszego niż to, będziemy mogli to nagrać ? Zgodziłem się, ale musieli skończyć nagrywać. Potem szybko się pojawili z "Please Please Me," i muszę przyznać, że ta piosenka mnie powaliła. Trochę wypadali poza harmonię i to było właśnie super. Powiedziałem im, że to jest super i, że będą mieli swój pierwszy numer 1. Byłem o tym przekonany. Dałem "How Do You Do It" Gerry'emu (Gerry And The Pacemakers - RK) i to też był numer 1 więc byłem usatysfakcjonowany podwójnie. I tak się zaczęła historia The Beatles...

MM: Czy przypuszczałeś kiedykolwiek, po 'Please Please Me', że oni będą w stanie napisać więcej swoich piosenek?
MARTIN: Wszystko działo się bardzo szybko, wydarzenia następowały po sobie błyskawicznie Brian naciskał na nich przez cały czas by pisali nowy materiał, ich z kolei sukces bardzo wciągnął i sami chcieli kontynuować tworzenie piosenek. Przychodzili do mnie i mówili 'co o tym myślisz?' i tak powstała 'From Me To You'. Postanowiliśmy – ja zadecydowałem- zrobić bardzo szybko album więc ściągnąłem ich któregoś dnia do studia. Zaczęliśmy o 10 rano a skończyliśmy o 23 wieczorem i pierwszy album był gotowy. Briana także bardzo wciągnął sukces i chciał złożyć na moje ramiona wiele różnych rzeczy … to był rodzaj partnerstwa. „Daję ci surowiec, ty dajesz mi towar i razem go sprzedajemy”. To był bardzo szczęśliwy rok ale to była diabelnie ciężka praca. Byłem w studiu przez cały czas, nigdy wcześniej w całym moim życiu tak ciężko nie pracowałem.
MM: Kiedy postawa zespołu wobec Ciebie zaczęła się zmieniać i vice versa? Przypuszczam, że "With The Beatles" oraz "Beatles For Sale" były zrobione w podobny sposób co "Please Please Me," prawda?
MARTIN: Nawet gdy pisali własne piosenki, traktowali je tak właśnie a nie jak materiał na płyty. Nie myśleli o nich w ten sposób, zwracali uwagę na refreny, chórki, początki i zakończenia piosenek. Zacząłem z nimi organizować początki, zakończenia, ich solówki. To wygląda dzisiaj tak naiwnie, ale kiedy śpiewali piosenkę po raz pierwszy, sugerowałem kiedy ma być refren, a gdy kończyła się w minutę i 20 sekund, mówiłem, 'Ok, nie jest wystarczająco długie, wracajmy do refrenu, środka (middle eight)' lub dodawaliśmy solo na gitarze lub na fortepianie. To była bardzo prosta muzyka,współpraca układała się coraz lepiej. Było ich czterech i jeśli tylko gdzieś był instrument klawiszowy, wstawiałem go tam. Do czasu 'Yesterday', kiedy zaczęliśmy używać innych instrumentów.
MM: Kiedy zauważyłeś, że oni zaczęli używać nieatypowych konstrukcji muzycznych, nieparzyste zmiany tempa, na 2/4 i inne ?
MARTIN: Nie pamiętam dokładnie ale myślę, że oni tego nie zauważyli nawet.
MM: Nigdy nie próbowałeś ich „poprawiać” i sprowadzić do pisania 32-taktowych piosenek?
MARTIN: Ani przez chwilę. Rozpoznałem, że te ich odchylenia, że tak powiem, są częścią ich samych. Byłoby głupotą zmieniać ich, ponieważ to mogłoby zniszczyć ich ducha. Nie sądzę, bym kiedykolwiek się z nimi pokłócił o to, nie tylko na polu muzycznym. To było z jakąś okładką muzyczną, chyba w Ameryce, gdzie wyglądali na niej jak rzeźnicy. To był ich pomysł na świetny żart.
MM: W czasie wczesnych dni, czy John i Paul pisali razem ?
MARTIN: Tak, ale także pisali oddzielnie. "Please Please Me" ,"From Me To You"oraz "I Want To Hold Your Hand" było bezdyskusyjnie owocem ich wspólnej pracy. Siadali i dosłownie budowali utwory od zera. Nie pamiętam pierwszej zupełnie indywidualnej piosenki, choć oczywiście pisali je sami, oddzielnie jeszcze zanim ich poznałem, ale jeśli prześledzisz dokładnie każdą, możesz usłyszeć, która z nich jest „zorientowana”na Paula, a która na Johna. "Yesterday" jest oczywiście Paula, i interesującą rzeczą jest to, że po raz pierwszy wykorzystaliśmy na płycie innych ludzi niż Beatlesów. Na płycie był tylko Paul i kwartet smyczkowy, nikogo z pozostałej trójki.
MM: Ile było twego udziału w powstaniu 'Yesterday' ? Prawdopodobnie Paul npisał i słowa i muzykę.
MARTIN: Pewnie. Zagrał mi to na fortepianie, nazywał się "Scrambled Egg." (Jajecznica). Szukał cały czas słów a my uważaliśmy, że to dobra melodia. Kiedy już wszystko ukończył i chciał to nagrać, powiedziałem, że nie bardzo wyobrażam sobie Ringa bębniącego w tym utworze. Powiedziałem mu, że najlepiej jakby zszedł na dół do studia, i zaśpiewał ją tylko z towarzyszeniem gitary. Szczerze to nie wiedziałem co z tym zrobić - z wyjątkiem dodania do niego smyczków. Paul powiedział: „Co ??? … Knoty w stylu Norriego Paramoura ? Mantovani ? Nie!” Wtedy wpadłem na pomysł kwartetu smyczkowego, bardzo klasycznie i Paulowi się to spodobało.
MM: Na tamte czasy to był olbrzymi krok naprzód.
MARTIN: Był. Spędziłem z nim cały dzień, próbując wymyślić najlepsze brzmienie dla smyczków, napisałem partyturę dla kwartetu i tak to nagraliśmy.

czytaj dalej tutaj


Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.