"LET IT BE" '2021 (3) - CO TAM MAMY ?

 

Na nowym albumie w dołączonej do niego książeczce prócz dwóch krótkich wprowadzeń autorstwa Paula McCartney'a i Gilesa martina (oba przetłumaczyłem i zamieściłem w dwóch poprzednich postach) znalazł się ciekawy, bardzo obszerny esej Kevina Howletta zatytułowany "The Beatles with their socks off" (Beatlesi bez skarpetek). To bardzo długi tekst, który opisuje historię powstania albumu, sesje w Twickenham, kręcenie filmu przez Michaela  Lindsay-Hogga, powierzenie przez zespół produkcji Glynowi Johnsowi (wersja albumowa "Get Back"), pojawienie się wśród zespołu Billy'ego Prestona, rolę Phila Spectora w produkcji nowej wersji albumu. Pominę tłumaczenie tego tekstu, gdyż wszystko to jest znane czytelnikowi mojego bloga, niemniej dla kogoś, kto pierwszy raz weźmie nowy album Beatlesów do ręki poznanie genezy jego powstania będzie szalenie interesujące i inspirujące. 

W ostatnim na ten okres poście o albumu dokładna zawartość 2 płytowej zawartości albumu (z czasem pojawi się identyczny opis pozostałych trzech CD z wersji Deluxe). Dlaczego w przypadku tego albumu jestem taki dokładny, a nie umieszczałem tak pełnych w szczegóły postów o innych albumach rocznicowych ? Bo zbliża się premiera filmu "Get Back" i wiele z tych ścieżek audio ujrzymy w wersji video. Ekscytujące, prawda, więc przygotujcie się.

 

Ścieżka po ścieżce. O ile zamieszczone poniżej informacje odnośnie składu muzyków, instrumentarium itd można już znaleźć na moim blogu przy opisie każdej piosenki (wszak ten album to tylko remiksy i cyfrowy remastering), to przypomnienie tutaj w formie zbiorczej kto oraz na czym grał w danym nagraniu oraz ciekawe "detale" odnośnie CD 2 z pewnością usatysfakcjonują wielu czytelników bloga.

CD ONE:
1. TWO OF US
Paul: wokal, gitara akustyczna
John: wokal, gitara akustyczna
George: elektryczna gitara
Ringo: perkusja
Nagrana: 31 stycznia 1969 w Apple, 3 Saville Row

 2. DIG IT
John: wokal prowadzący, elektryczna gitara rytmiczna
Paul: chórki, gitara basowa
George: elektryczna gitara prowadząca
Ringo: perkusja
Billy Preston: elektryczny fortepian
Nagrana: 30 stycznia 1969 na dachu Apple, 3 Saville Row

3. ACROSS THE UNIVERSE
John: wokal, gitary: elektryczna i akustyczna
Paul: fortepian
George: tambura
Ringo: perkusja, marakasy
Nagrana: 4 lutego 1969 w Studio nr 3 oraz 8 lutego 1969 w Studio nr 2: Abbey Road Studio

Nakładki: 1 kwietnia 1970 w Studio nr 1 i 3, Abbey Road Studio: dodana sekcja orkiestrowa 18 skrzypiec, 4 altówki, 4 wiolonczele, 1 harfa, 3 trąbki, 3 puzony oraz chórki (14 chórzystów)



4. I ME MINE
George: wokal prowadzący, chórki, gitary: elektryczna i akustyczna
Paul: chórki, organy, gitary: basowa i akustyczna, elektryczny fortepian
Ringo: perkusja
Nagrana: 3 stycznia 1970 w Studio nr 2 Abbey Road

Nakładki: nagranie 1 kwietnia 1970 w Studio nr 1 i 3 Abbey Road,
sekcja orkiestrowa : 18 skrzypiec, 4 altówki, 4 wiolonczele, 1 harfa, 3 trąbki, 3 puzony oraz chórki (14 chórzystów)

5. DIG IT
John: wokal, 6-strunowa gitara basowa
Paul: fortepian
George: elektryczna gitara (Leslie)
Ringo: perkusja
Billy Preston: organ
y
George Martin: shaker
Nagrana: 26 stycznia 1969 , Apple, 3 Saville Row

6. LET IT BE
Paul: wokal, fortepian
John: chórki, gitara basowa
George: chórki, elektryczna gitara
Ringo: perkusja
Billy Preston: organy
Nagrana: 31 stycznia 1969 w Apple, 3 Saville Ro

Nakładki: nagranie 30 kwietnia 1969 Studio 3, Abbey Road
George: solo na gitarze elektryczne (użyte w wersji singlowej nagrania)
Nagrania: 4 stycznia 1970 Studio 2, Abbey Road
Paul: gitara basowa, marakasy, elektryczny fortepian, chórki
George: solo na gitarze elektrycznej, chórki
Ringo: perkusja
Linda McCartney: chórki
Sekcja orkiestrowa: dwie trąbki, puzon, saksofon barytonowy, dwa saksofony tenorowe, wiolonczela


7. MAGGIE MAE
John: wokal, gitara akustyczna
Paul: wokal, gitara akustyczna
George: elektryczna gitara
Ringo: perkusja
Nagrana: 24 stycznia 1969 w Apple, 3 Saville Row

8. I'VE GOT A FEELING
Paul: wokal, gitara basowa
John: chórki, rytmiczna gitara elektryczna
George: elektryczna gitara prowadząca
Ringo: perkusja
Billy Preston: organy
Nagrana: 30 stycznia 1969 w czasie koncertu na dachu Apple, 3 Saville Ro
 

9. ONE AFTER 909
John: wokal, rytmiczna gitara elektryczna
Paul: wokal, gitara basowa
George: elektryczna gitara prowadząca
Ringo: perkusja
Billy Preston: organy
Nagrana: 30 stycznia 1969 w czasie koncertu na dachu Apple, 3 Saville Ro

10. THE LONG AND WINDING ROAD
Paul: wokal, fortepian
John: gitara basowa
George: elektryczna gitara akustyczna (przetw. Leslie speaker)
Ringo: perkusja
Billy Preston: elektryczny fortepian
Nagrana: 26 stycznia 1969 w Apple, 3 Saville Ro

Nakładki: nagranie 1 kwietnia 1970 Studio 1 i 3, Abbey Road
Ringo: perkusja
sekcja orkiestrowa : 18 skrzypiec, 4 altówki, 4 wiolonczele, 1 harfa, 3 trąbki, 3 puzony oraz chórki (14 chórzystów)

11. FOR YOU BLUE
George: wokal , gitara akustyczna
John: gitara slide lap steel

Paul: fortepian
Ringo: perkusja
Nagrana: 25 stycznia 1969,
3 Saville Ro

Nakładki: nagranie 8 styczna 1970 w Olympic Sound Studio
George: wokal

12. GET BACK
Paul: wokal, gitara basowa
John: chórki, elektryczna gitara prowadząca
George: elektryczna gitara 
Ringo: perkusja
Billy Preston: elektryczny fortepian
Nagrana: 27 stycznia 1969 w Apple, 3 Saville Ro
w (rozmowa na końcu nagrania: nagrana 30 stycznia 1969 w czasie koncertu na dachu Apple, 3 Saville Row) 



 

CD TWO: OUTTAKE HIGLIGHTS 

Przy każdej ścieżce umieszczono na wydawnictwie opis dotyczący szczegółów tego nagrania (mono - stereo) czy wydarzenia w studiu (to w przypadku "tych" nagrań bardzo istotne). Nie będę  przytaczał  wszystkich w całości, tylko pierwsze cztery, które posłużą jako pewien obraz całości (tej płyty w wydaniu 2 CD, oraz tych w wersji kolekcjonerskiej). Warto tutaj zaznaczyć, że płyta nr 2 z opisywanej edycji czyli zatytułowana "Outtake Highlights" różni się od zawartości płytki nr 2 wersji Deluxe (tam "dwójka" zatytułowana jest "Get Back - Apple Sessions" i zawiera inny zestaw utworów.

1. MORNING CAMERA (SPEECH - MONO) / TWO OF US (TAKE 4)

24 stycznia nadarzyła się pierwsza okazja nagrania "Two Of Us" w siedzibie Apple Studio (studio The Beatles, nie mylić z ich "macierzystym") na 8-ścieżkowym, magnetofonie. Grupie udało się podejść do nagrania aż 21 razy, W take 2, które nagrano całe na taśmie słyszymy Johna śpiewającego z amerykańskim akcentem, szczególnie słyszalnym w słowie "home". John żartował z tego: "Tutaj byłem Philem Dylanem". We wszystkich próbach George grał na swoim Fenderze Rosewood Telecasterze, Paul na akustycznej gitarze, imitując na niej partie basu. Paul: "Bardzo lubię takie numery gdzie nie ma basu - (jak) "Follow The Sun. Tracą dużo niskich dołów, ale zyskują taki smukły, gibki wygląd" [Hm... Paul tutaj zdaje się zapomniał, że we wspomnianym numerze z albumu "Beatles For Sale" gra tam co prawda także na gitarze akustycznej, ale i na swoim basie, Hofnerze].

 

2. MAGGIE MAE /FANCY MY CHANCES WITH YOU (MONO)

Po skończonym "zadaniu" z "Two Of Us" 24 stycznia Paul i John niespodziewanie zabawili się, że starą folkową piosenką z rodzinnego Liverpoolu, którą grali w zamierzchłych czasach swojej wczesnej kariery.[Pamiętamy, że wcześniejszych postów, że kolejne lata, półrocza w karierze zespołu, tempie ich życia, przemiany i rozwoju artystycznego oznaczały dla nich prawie jak dekady, "wieki temu"]. "Maggie Mae". 1 lipca 1957 roku, w dniu kiedy Paul poznał Johna, przedstawiony mu przez swego kumpla, Ivana Vaughana, zespół młodego Johna, skifflowa grupka The Quarrymen grała właśnie też i tą piosenkę na miejscowym festynie. Wtedy grali ją jako "Maggie May", na okładce "Let It Be" May zamieniono na Mae. To bardzo nostalgiczny moment na albumie, gdy para Lennon - McCaetney wraca do swego starego numeru. W styczniu 1969!

3. FOR YOU BLUE

Grupa skupiła się na piosence George'a 25 stycznia, w sobotę, tuż po lunchu. Czuł, że aranżacja do tego utworu ma być raczej prosta, stylizowana np w stylu czarnoskórego muzyka bluesowego Sona House.  "Wiecie, tak jak bluesmani, ale w folkowym stylu, tylko akustycznie" - mówił do kolegów. Zasugerował pianino w hoky-tonk stylu, na co Glyn Johns wpadł na pomysł użycia tzw. tack-piano, fortepianu halsowego, w którym młoteczki  zamiast  uderzać w czyste fortepianowe struny, uderzały we włożone pomiędzy nie kartki papieru. Takie rozwiązanie bardzo się spodobało Harrisonowi w podejściu nr 4, niestety później zrezygnowano z użycia  takie brzmienia fortepianu.

4. LET IT BE / PLEASE PLEASE ME / LET IT BE (TAKE 10)

Ponieważ nie było jeszcze Billy'ego Prestona w tym dniu, 26 stycznia 1969 w take 10 (jednym z wielu do utworu "Let It Be" nagrywanych w tym dniu) zagrał na na organach sam George Martin. Producent nazwał tą wersję  jako w stylu "country and western", na co John zripostował, że to wersja bardziej "country and gospel". Billy pojawił się póżniej, ale na ścieśce usłyszymy znowu "powrót do korzeni", tym razem własnych, krótki zaśpiew Paul drugiego singla zespołu z 1963.

5. THE WALK (JAM)
6. I'VE GOT A FEELING (TAKE 10)
7. DIG A PONY (TAKE 14)
8. GET BACK (TAKE 8)
9. LIKE MAKING AND ALBUM? (SPEECH)
10.ONE AFTER 909 (TAKE 3)
11. DON'T LET ME DOWN (FIRST ROOFTOP PERFORMANCE)
12. THE LONG AND WINDING ROAD (TAKE 19)
13. WAKE UP LITTLE SUSIE / I ME MINE (TAKE 11)
14. ACROSS THE UNIVERSE (UNRELEASED GLYN JOHNS 1970 MIX)


 

 

 Historia The Beatles
History of  THE BEATLES




"LET IT BE" '2021 (2 ) - wprowadzenie do albumu Gilesa Martina



Pewne ograniczenia w objętości blogowych postów spowodowało, że wspaniałe wprowadzenie do albumu Gilesa Martina, producenta album zamieszczam w drugim, nieostatnim poście o albumie "Let It Be" - remiks 2021. W tekście pada zdanie o George'u Martinie, który, niejako zmuszony,  odszedł od swoich dawnych podopiecznych. W życiu jednak pewne rzeczy są nie do odwrócenia. Przeznaczenie, los sprawił, że za wszystkie re-edycyjne produkcje albumów The Beatles w XXI wieku odpowiada syn słynnego producenta, bezdyskusyjnie jednego z współtwórców muzyki zespołu (obaj na zdjęciu niżej)
 

Kiedy byłem nastolatkiem, uważałem "Ley It Be" The Beatles za najbardziej enigmatyczny album. Kiedy mój ojciec został zapytany o swój wkład w album, odpowiedział: 'Dlaczego nie napiszesz: "Producent George Martin, nadprodukcja Phil Spector". Bo oba te określenia są prawdziwe. Oba też ignorują pracę wspaniałego Glyna Johnsa, który odpowiadał za stronę techniczną większości sesji nagraniowych z tego albumu. Ponadto The Beatles zdecydowali produkować samych siebie izolując się od opinii kogoś z zewnątrz.

Nie ma wątpliwości, że w 1969 podział w The Beatles narastał. Powodowały to siły zarówno wewnątrz jak i zewnątrz zespołu, akwarium Złotej Rybki, w którym żyli zaczynał pękać. Myślę, że ich decyzja o zaprzestaniu robienia tras koncertowych i zaprzestania grania na żywo prowadziła do powstania pytania, jakim teraz zespołem powinni być. Dla nich, jako wspaniałych muzyków, musiało

być bardzo frustrującym widzieć innych artystów błyszczących na scenach - od Cream, do Hendrixa czy The Who. Projekt "Let It Be" był ich próbą odnalezienia siebie ponownie. Stworzyli swoją karierę, będąc otwarci na szeroki wachlarz wpływów, lecz teraz wpadli na pomysł powrotu do korzeni jako cztero członowy zespół koncertowy. Mówiąc wprost, chcieli teraz przeprowadzać próby i nagrywać wspaniałą muzykę w tym samym pomieszczeniu, tym razem bez żadnych gadżetów czy studyjnych sztuczek. Rezultatem takiej koncepcji było to, że mój ojciec – kluczowy wcześniej czynnik umożliwiający i zachęcający ich wszystkich poprzednich eksperymentów – był teraz na pierwszej linii ognia. Dla przykładu, kiedy mówił Johnowi, że jego gitara nie trzyma melodii, słyszał w odpowiedzi,"Nie chcemy w tym nagraniu żadnego twojego producenckiego gówna!" Granica została wyznaczona, i podobnie jak sami Beatlesi, mój ojciec również planował życie z dala od zespołu.
Po zanurzeniu się w ten okres poprzez przesłuchiwanie taśm, czułem instynktownie, że "Let It Be" wcale nie był albumem rozpadu The Beatles. 
Zamiast tego brzmiał jak próba pojednania się poprzez próbę odnalezienia iskry, która nigdy wcześniej nie zawiodła, aby rozpalić ich niezrównaną muzyczną kreatywność . To tak jakby małżonkowie zdecydowali się znowu chodzić ze sobą na randki. The Beatles próbowali na nowo odkryć wspaniały byt kochającego się zespołu. Tak, oczywiście wszyscy oni dojrzeli, ale wciąż kochali bycie ze sobą w zespole. Kochali te brzmienie, które mogli wygenerować będąc ze sobą. Ta ich unikalna chemia pomiędzy nimi, którą doskonale słychać podczas ich występu na dach na Saville Row, tak cudownie nagrana na taśmach przez Glyna Johnsa w zdezelowanym pomieszczeniu poniżej. Trzy ścieżki z "Let It Be" są wzięte z tego koncertu, oprócz nagranych na żywo w studiu w piwnicy, w celu osiągnięcia celu jakim było nagranie albumu na żywo bez różnych sztuczek. To, na czym The Beatles skorzystali również, to niezwykłe umiejętności gry na klawiszach Billy'ego Prestona  - muzyka, który zdaje się intuicyjnie rozumiał, co i kiedy grać. Jako ktoś, kto mógł im dorównać swoim umiejętnościom muzycznym, będąc jednocześnie wspaniałym człowiekiem, będąc z The Beatles  razem w studiu, wkład Billy'ego w więź między zespołem był niezbędny.



 

  Faktem jest, artyści czasem nic na to nie poradzą, album "Let it Be" miał być zasadniczo albumem, którym The Beatles powrócą do koncertów na żywo, co przede wszystkim stawiali na pierwszym miejscu. Ale, na wiele sposobów, były to dwa różne albumy w jednym. Połowa piosenek odzwierciedlała surową energię, która uczyniła z nich tak ekscytującą grupę we wczesnych latach 60-tych. Druga połowa wyraża piękną introspekcję przychodzącą z dojrzałością.
   "The Long And Winding Road", "Let It Be", "Across The Universe" i "I Me Mine" pozostają w sztywnym kontraście z piosenkami nagranymi na żywo w studiu czy na koncercie na dachu. Ponadto, kontrowersyjne wynajęcie do roli producenta Phila Spectora w celu nowej produkcji doprowadziło do bardzo odmiennego brzmienia albumu, innego niż na innych albumach The Beatles. Jego podejście, choć być może pozbawione wrażliwości aranżacyjnej, stworzyło własne ponadczasowe brzmienie, które trzeba było uszanować w nowym miksie.
  Podróż w głąb, poprzez "Let It Be" była niezwykle fascynująca. Album oferuje i dostarcza tak wiele: od dreszczyku emocji płynących ze słuchania tych piosenek nagranych na żywo po urodę oraz piękno jednych z najlepszych utworów, jakie kiedykolwiek napisano. Fakt, że tak wiele muzyki napisano i udokumentowano w projekcie, który w końcu był zaledwie jednym miesiącem w życiu The Beatles, sprawia, że jest on jeszcze bardziej zniewalający. Ale najważniejszą rzeczą ze wszystkich jest muzyka. Będzie ona trwać poza wszelkimi spekulacjami na temat tego, co mogło się dziać podczas nagrywania. Muzyka ta obejmie całe pokolenia jeszcze przez wiele lat.  
                 
                                                                                                                                      Giles Martin
 

 

 

 Historia The Beatles
History of  THE BEATLES


 

"LET IT BE" - 2021 (1) - już w mojej kolekcji

 


LET IT BE w mojej kolekcji. Trudno znaleźć w historii muzyki drugi taki tytuł, który wydawany już był w tylu wersjach. Pierwsza to ta słynna  - ha, każda była słynna, ale zostawię te określenie - z 1970 roku, wyprodukowana przez Phila Spectora, z przyjazną akceptacją Johna Lennona, całkowicie nie zaakceptowana przez Paula McCartney'a (pomimo otrzymania nagrody Akademii Filmowej, czyli Oskara w 1971). Wiemy oczywiście dlaczego. Beatlesi nie zaakceptowali wersji albumu zmiksowanej przez Glyna Johnsa (dzisiaj ta wersja, zatytułowana "Get Back" to chyba jeden z najsłynniejszych bootlegów, przez wielu fanów zespołu szanowana jak każde inne oficjalne wydawnictwo zespołu). Grupa czterech przyjaciół z Liverpoolu rozpadała się i nikt nie miał zamiaru przykładać ręki do muzyki tworzonej na początku roku 1969 roku w zimnych przestrzeniach studia w Twickenham. No bo Beatlesi filmowali cały ten proces. Film dokumentalny Michaela Lindsay Hogga opowiadał światu taką wersję sytuacji wewnątrz zespołu, jaka panowała wśród nas do dzisiaj; że Beatlesi się kłócili, że nie było między nimi chemii, brakowało weny twórczej, że przeszkadzała we wszystkim Yoko, że George opuszczał zespół i tak dalej. Za miesiąc zobaczymy w filmie Petera Jacksona, że było zupełnie inaczej, ale na razie to już inny temat. Tak więc, gdy zespół już nie istniał, choć zdążył jeszcze w połowie 1969 roku nagrać arcy-genialne arcydzieło, album "Abbey Road"), świat w 1970 kupował "Let It Be", uznając album za ostatni zespołu także kalendarzowo. 
Nikt wtedy nie wiedział, że tak naprawdę ostatnim nagranym przez zespół albumem był wydany pół roku wcześniej wspomniany "Abbey Road". Kończąc ten wątek, Spector wmiksował w oryginalne nagrania zespołu własne orkiestracje do (niektórych co prawda) utworów, dodając także tak mocno krytykowane przez Paula kobiece chórki. Muzyk uznał, że to profanacja muzyki zespołu, dodatkowo uczyniona bez jego wiedzy czy zgody. Nowe wydawnictwo to na 1 płytce CD (odnoszę się tutaj do wersji na płytach kompaktowych) oryginalna zawartość albumu produkcji Spectora, ale zremiksowana przez Gilesa Martina (z pomocą oczywiście Sama Okella) i oczywiście ze wszystkimi "dodatkami" Spectora, więc "Across The Universe" Johna jest z chórkami - i jest to moja ulubiona wersja utworu, choć na innych płytkach tej kolekcjonerskiej wersji albumu znajdziemy miks utworu autorstwa Glyna Johnsa, prawie identyczna jak ta z "Naked").
 

 
 

 
 No i w 2003 roku premierę miała kolejna odsłona "historii albumu", wydany z inicjatywy Sir McCartney'a (z akceptacją Ringo) album zatytułowany "Let It Be - Naked", na którym zostały umieszczony wersje tych samych utworów zespołu, co na pierwotnym albumie, ale w takich wersjach, w jakich nagrał jej zespół, okrojone ze wszystkich ozdobników jak dodatkowi muzycy czy chórki, które wykreował Phil Spector. Po prostu nagie, stąd tytuł. No i 50 lat po premierze tamtej wersji mamy (może trochę spóźnioną z powodu pandemii) trzecią wersję albumu The Beatles, "Let It Be", której zawartość opisałem w niedawno zamieszczonym poście.  No i po kilku odsłuchaniach moje wrażenia. Zanim napiszę więcej o zawartości utworu muszę dodać kilka słów, bardzo oczywistych dla czytelników tego bloga, niemniej chyba potrzebnych. Od dawna nie oceniam już niczego co stworzyli Fab Four. Z pozycji klęczek, zdumienia, zachwytu, ciągłego niedowierzania, że coś takiego powstało, że człowiek może stworzyć tak doskonałą cudowną sztukę trudno obiektywnie coś szczerze oceniać, co jak dla mnie jest muzycznym perpetum mobile. Muzyka The Beatles i na tym albumie jest dla mnie kompletna, doskonała, choć wiem, że sporo ich lepszej muzyki znajduje się na innych albumach. Jak nie zawsze podobają mi się solowe dokonania całej czwórki, tak wszystkie moje zmysły wyłączają zalążki myśli krytycznych, blokują jakiekolwiek negatywne odczucia w przypadku słuchania czegokolwiek, co stworzyła cała czwórka. Ba, nawet w czym nawet bierze udział mniej lub bardziej nie na poważnie. Wersje albumów zespołu z serii "rocznicowych - 50 lecie od premiery" udostępniły nam mnóstwo materiału muzycznego z tzw. kuchni studyjnej zespołu. Wersje demo, próby, jamy, rozmowy. W przeważającej części znane już z pirackich bootlegów, tutaj jednak z dużo lepszej wersji dźwiękowej, zremasterowanej, często brzmiących jak wersje skończone. Na omawianym dzisiaj przez mnie - nie ocenianym! - albumie "Let It Be" mamy tego wyjątkowo dużo i jest tutaj kilkanaście absolutnych diamentów, o czym więcej w dalszej części tekstu. Pominę tutaj oczywistą, absolutnie perfekcyjną estetykę całego wydawnictwa, co oczywiście nie zaskakuje. Myślę, że wrócę jeszcze do tego tematu, choć wygląd Deluxe Boxu czy to w wersjach CD czy na winylach znajdziecie wszyscy w sieci. 
W przedmowie do płytki PAUL wspomina: Kiedy zadzwoniłem do facetów z zespołu i zasugerowałem, że może nadszedł czas na następny album, zaczęli sobie ze mnie żartować - 'Oh, mamy cię, chcesz znowu pracować! Jednakże, jeśli chodzi o "Let It Be", wszyscy się ostatecznie zgodzili. W końcu wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że to dobry pomysł. 

 W dalszych słowach Sir Paul opowiada jak doszło do pomysłu kręcenia filmu, produkcji Spectora, to wszystko wiemy, więc pomijam te fragment. W ostatnim fragmencie tekstu czytamy: Zawsze  uważałem, że oryginalny film "Let It Be" był bardzo smutny, w tym jak poradził sobie z pokazaniem rozpadu naszego zespołu, lecz nowy film pokazuje koleżeństwo oraz miłość pomiędzy naszą czwórką. Pokazuje wspaniały czas jaki dzieliliśmy ze sobą łącząc to z nową wersją albumu "Let It Be", stając się potężnym przypomnieniem tamtych czasów. To jest właśnie to jak chcę pamiętać The Beatles.


Trochę szczegółów odnośnie samego wydawnictwa
Apple Records:
Specjalne podziękowania dla: Yoko Ono Lennon, Sean Ono Lennon, Olivia Harrison , Dhani Harrison.
CD 1: "Let It Be" 2021 mix i opis: (To jest nowa faza albumu The Beatles. Jego zawartość zgodna z tym co pokazywał film "Let It Be", materiał wyjściowy to ten, który wyprodukował Phil Spector).
Pozostałe CD to oryginalne nagrania wyprodukowane przez The Beatles i George'a Martina (inżynierem dźwiękowym był Glyn Johns), także remiksy wyprodukowane przez G.Johnsa
CD 2: Get Back – Apple Sessions,
CD 3: Get Back – Rehearsals and Apple Jams
CD 4: Get Back LP – 1969 Glyn Johns mix
CD 5: Let It Be EP
(dwa miksy Glyna Johnsa z 1970 i nowe miksy singlowych wersji "Let It Be" i "Don't Let Me Down").
DVD 6. Wersja Cd 1 w blue-ray
Remiksy nagrań w wersji 2021:
Producent: Giles Martin (inżynier dźwiękowy: Sam Okell)k
Fotografie: Linda McCartney, Ethan A. Russell, Angus McBean 
 
Ok, przejdźmy do opisu wszystkich płyt z wersji Deluxe (niestety mam jak na razie własną wersję 2CD i pożyczoną 6-płytową), ale najpierw posłuchajcie w clipie wyżej fantastycznego nagrania, jednej z moich ulubionej piosenki zespołu, arcydziała, "Oh! Darling" (tutaj na blogu). Jak wiemy bardzo chciał ją zaśpiewać John, tutaj słyszymy obu liderów zespołu i jak cudnie się ze sobą przy tym bawią. Magia? Oczywiście.
Pierwsza płyta, to jak wspomniałem wcześniej kopia oryginalnego pierwszego wydania albumu, ale zremasterowanej (to dotyczy całej muzyki z tego wydawnictwa) i zremiksowanej przez Gilesa Martina (i jeszcze raz wspomnę tutaj inżyniera nagrań, Sama Okella, od lat ta dwójka odpowiedzialna jest za nowe, rocznicowe produkcje zespołu). Nowe miksy nie oznaczają, że wyczuwamy jakieś różnice w stosunku do produkcji Phila Spectora, bez względu czy słuchamy to Stereo Dolby czy w wersji "kinowej" 5.1 Surround DTS. Oczywiście sterylna czystość, większa dynamika, bardziej, choć nie jestem tego do końca pewien, wyraźniej rozłożona przestrzennie siła efektu stereo, może gdzieniegdzie (nie porównywałem takich detali) jakiś instrument czy głos wypchnięty wyżej lub w inny kanał,ale poza tym wszystko to brzmi prawie tak samo jak na albumie z 1970. Te same 12 piosenek, ta sama kolejność, także te same słynne zdjęcie (kolaż czterech twarzy, z których o dziwo, tylko George się uśmiecha), które zdobiło okładkę oryginalnego albumu.  Opis każdego utworu znajdziecie na blogu, ale postanowiłem i tutaj dać te linki.  Brakuje "Don't Let Me Down"? No tak, nie znalazło się na albumie w 1970 roku, ale już na drugiej stronie singla "Let It Be". Znajdziemy je na pozostałych płytkach wydania, na 2 płytce w wersji live.

  1. Two Of Us
  2. Dig A Pony
  4. I Me Mine
  5. Dig It
  6. Let It Be
  7. Maggie Mae
 
 
 
 Druga i trzecia płyta to już rarytasy z sesji muzycznych, które kiedyś znaliśmy z bootlegów, od czasów wersji kolekcjonerskich (50-lecia) także już z oficjalnych płyt zespołu.  W większości zamieszczonych na nich nagraniach słyszymy fragmenty rozmów, często poważnych, ale przeważają zabawne przekomarzania się, zwyczajne wygłupy. Perełkę z tych sesji umieściłem w clipie, to zdecydowanie moja ulubiona piosenka z tych dwóch sesyjnych płyt. Ale jak nie kochać "Oh! Darling". Mamy tutaj znakomitą wersję "Don't Let me Down" z pierwszego wykonania piosenki na dachu wytwórni Apple. Kto wie, czy to nie najlepsze wykonanie na żywo jakiejkolwiek piosenki przez The Beatles? Moim zdaniem chyba tak.
 

 
Jeśli ktoś nie znał chronologii powstawania albumów zespołu i był cały czas przekonany, że "Let It Be" to ostatni nagrany album zespołu, pewnie zastanowi się ze zdziwieniem słysząc z płytki nr 3 próbne wersje takich numerów jak "She Dane In Through Bathroom Window", "Polythene Pam", "Octopus's Graden" czy wspominane tu  wiele razy "Oh Darling". To przecież klasyka z "Abbey Road"! Fani George'a Harrisona ze smutkiem pokiwają głową słuchając "All Things Must Pass", jego wielkiego solowego hitu, który jak widać nie zyskał wtedy uznania u kolegów (zresztą tak samo było z pięknym "Gimme Some Truth" Johna), by chociaż nagrać go pół roku później. 
 


Tak przy okazji słuchania tych żartobliwych przeważnie fragmentów sesji Twickenham oraz Abbey Road zastanowiłem się nad tym, z jakiego jeszcze albumu chciałbym posłuchać "wygłupów" muzycznych muzyków. Może ich też wcale nie było, gdyż George Martin raczej panował nad dyscypliną swoich czterech podopiecznych stąd nagrania bootlegowe z sesji lat 63-68 to raczej solidna, sumienna praca studyjna. Sumując znakomicie się słucha tych nagrań, które pomagają przy pewnej dyscyplinie wyobraźni, znaleźć się razem z czterema Fabsami w studiu.
Płyta czwarta to jak wiemy miksy Glyna Johnsa, po raz pierwszy poddane solidnej cyfrowej konwersji, stąd ich jakość jest prawie brzmieniowa, ale i muzyczna, nie  gorsza od oryginału. Miksy Johnsą oddają klimat, brzmienie, format jaki Paul uzyskał na "Let It Be Naked". Piąta to cztery nagrania, dwa utwory zmiksowane przez Glyna Johna, a nie umieszczone na poprzedniej płytce (taka była zawartość pirackiego  albumu "Get Back") czyli "Across The Universe" oraz "I Me Mine"; dwa pozostałe to zawartość singla "Let It Be" z 1970, tytułowy i "Don't Let Me Down" - w remiksach Gilesa Martina z 2021 (na fotce od lewej Okell oraz Giles, syn George'a Martina).

Dwa dalsze posty o albumie:  

Czytaj także: LET IT BE
                        LET IT BE - NAKED

 

 Historia The Beatles
History of  THE BEATLES