50 NAJLEPSZYCH GITAROWYCH PIOSENEK THE BEATLES (2)

 

 


 Druga część zestawienia z tytułu posta - wg trzech dziennikarzy znanego magazynu (także portalu), czyli: Christophera Scapelliti, Damiana Fanelli, Jimmy'ego Brown (z "Guitar World".) Miejsca od 40-31. Miłej zabawy i proszę o ciekawe komentarze.

 

 

40.  HELP!Album: Help!   (1965)

Mieszanka rytmów gitary akustycznej i elektrycznej, którą Beatlesi stosowali w okresie od 1964 do końca 1965 roku, bardzo pomocna w zdefiniowaniu brzmienia folk-rocka. Piosenka napisana przez Johna w jego fazie "Boba Dylana", pokazuje jak muzyk kontynuuje ujawnianie swojej wrażliwości rozpoczętej wcześniej w nagraniach takich "No Reply" czy "I'm A Loser", z gitarą akustyczną zapewniającą wymagane instrumentarium balladowe. W omawianym utworze John Lennon solidnie wybija rytm na swoim akustycznym 12 strunowym Framus Hootenanny, z Harrisonem  na swoim Gretsch Tennessean wchodzącym w dźwięczne linie prowadzące oraz trzy dźwiękowe pasaże w refrenach.

 


 39.  DEAR PRUDENCE Album: The Beatles   (1968)

Ta kompozycja z 1968 roku jest prawdopodobnie jedną z największych osiągnięć Lennona jako gitarzysty i pokazuje jego rozwój w grze na gitarze wszystkimi palcami.
Po szybkim nauczeniu się tej techniki gry od brytyjskiej gwiazdy pop Donovana [w czasie wspólnego pobytu w Indiach] Lennon świetnie wykorzystał nowo poznany wzór w kompozycjach takich jak "Julia", "Happiness Is a Warm Gun" i, w najwspanialszej, "Dear Prudence", stosując go wymyślił eteryczną progresję akordów modalnych, którą wykonał w stroju gitaryD (od niskiego do wysokiego, DADGBE), używając dwóch otwartych strun D (czwartej i szóstej) jako dzwonków lub dźwięków pedałowych przez większość trwania utworu. Schemat wybierania kciukiem przechodzi w piątą strunę, czwartą strunę, szóstą strunę, czwartą strunę i powtarza się konsekwentnie poprzez zmieniające się akordy, przerywając je na krótko na końcu każdego wersu.
[Skomplikowanie ? dla gitarzystów zapewne nie ;) - Autor]

 


 38. IF I NEEDED SOMEONE Album: Rubber Soul   (1965)

Chociaż The Beatles  byli czołowymi drogowskazami  rocka, nadal bywali czasem pod wpływem innych artystów. Przykład: 12-strunowy riff George'a Harrisona z "If I Needed Someone". Zagrana w drugiej pozycji  akordu D z kapodasterem na siódmym progu, linia została oparta na dźwięcznej grze gitary Jima McGuinna w hipnotyzującym utworze zespołu Byrds z 1965 roku "The Bells of Rhymney". W połowie lat 60. Harrison i McGuinn utworzyli towarzystwo wzajemnego podziwu: w "If I Needed Someone" George zaprezentował swój Rickenbacker 360/12, zaokrąglony model z 1965 roku, który przypominał McGuinna z 1964 Rickenbacker 360/12, który McGuinn kupił po obejrzeniu George'a w filmie "A Hard Day's Night".

 37. DAY  TRIPPERAlbum: 1962-1966   (1973)

Dynamiczny hit Lennona i McCartney'a z 1965 roku, który jest słabo zawoalowaną odą dla "weekendowych hippisów", którzy ryzykując swoją karierę wnikają w kontrkulturę narkotykową. McCartney określił ten numer oraz zaledwie nagrane dwa dni wcześniej "Drive My Car" jako piosenki z "dowcipem w tle", ale w zawadiackim gitarowym riffie, zapożyczonym z przeboju Temptations "My Girl" z 1964 nie ma nic śmiesznego a tylko wybrzmiewa liberalna pewność siebie. Przypuszczalnie to John Lennon gra solo, najprawdopodobniej używając swojego Sonic Blue Fender Stratocaster, podczas gdy partie gitarowe George'a Harrisona zostały nagrane prawdopodobnie z jego Gretsch Tennessean.  [wg. innych, bardziej dla mnie wiarygodnych źródeł John gra na
1964 Rickebacker 325 zaś na Sonic BlueFenderze Stratocasterze gra George - Autor]

 


 36. THINK FOR YOURSELF Album: Rubber Soul   (1965) 

The Beatles zainteresowani byli uzyskiwaniem przesterowanych brzmień gitarowych co najmniej od 1964 roku, kiedy bez powodzenia próbowali użyć Gibson Maestro Fuzz-Tone w "She Loves You" czy "Don’t Bother Me" (patrz nr 23). Wytworzone tak dźwięki odniosły większy sukces dzięki doskonałej kompozycji Harrisona "Think for Yourself" z 1965 roku, w której McCartney podłączył swój bas Hofnera do wczesnej wersji pedału fuzz Tone Bender, stworzonego przez projektanta elektroniki Gary'ego Hursta i ostatecznie wprowadzonego na rynek przez Vox. Rezultatem jest ostro brzmiący „lead bass” ton, który podskakuje groźnie – i wpadające w pamięć – obok głównego wokalu twórcy piosenki.

 

35. MOTHER NATURE'S SON Album: The Beatles  (1968) 

W wersach tej piosenki McCartney oszukuje cię, żebyś myślał, że gra więcej niż w rzeczywistości, wypełniając harmonię swoją melodią wokalu.
Na przykład, podczas gdy ucho słyszy bardzo silny ruch od D do G w pierwszych dwóch taktach wersetu, McCartney gra tylko z D do Dsus4; jego melodia wokalna przybliża akord G, przechodząc do B, tercji tego akordu. W wersecie tym występuje również w trzecim i czwartym takcie genialny ruch ukośny – gdzie jeden głos porusza się w górę lub w dół, podczas gdy jeden lub więcej innych pozostaje nieruchomych. Przesuwając prymę akordu h-moll, B, w dół do małej septymy, A, a następnie w dół do seksty, Gs, utrzymując stałe nuty D i F# powyżej tej opadającej linii, McCartney sugeruje zręczną progresję Bm D. (lub Bm7) E9. Robi to samo na samym początku piosenki. [Tak, to jeden z bardziej skomplikowanych opisów utworu od strony analizy technicznej gry Paula na gitarze, wstawiam automatycznie, nie siląc się nawet na bardziej precyzyjne tłumaczenie - Autor].
 

 34. GIRL Album: Rubber Soul   (1965) 

John Lennon przywołuje senną, cygańską zadumę w tej piosence, ustawiając capo  na ósmym progu swego
Gibsona J-160E, sprawiając, że gitara brzmi podobnie do mandoliny. Harrison kontynuuje wibrację w trzeciej zwrotce, grając przypominającą mandoline melodię na 12-strunowej gitarze akustycznej Lennona Framus Hootenanny. Ale zwieńczeniem jest koda, kiedy wchodzi trzecia gitara akustyczna, grając melodię w greckim stylu, która jest szarpana na mostku ostrymi pociągnięciami, dzięki czemu brzmi jak buzouki i dodatkowo podkreśla zadymioną, staroświecką aurę utworu. Brytyjska grupa The Hollies skopiowała ten efekt w swoim przeboju "Bus Stop", nagranym w studiu Abbey Road jakieś sześć miesięcy później.
 

 

33. BIRTHDAY Album: The Beatles   (1968) 

Podobnie jak "I Feel Fine"czy "Day Tripper" (patrz nr 12 i 37), "Birthday" dostarcza klasycznego, zapadającego w pamięć riffu gitarowego.
Podczas gdy te dwie poprzednie piosenki odbiegały od tradycyjnej 12-taktowej formuły bluesowej, "Birthday" ściśle do niej nawiązuje w swoich wersach. McCartney i Lennon napisali piosenkę w studiu podczas wieczornej sesji, która obejmowała przerwę, podczas której zespół wrócił do domu McCartneya, aby obejrzeć transmisję telewizyjną filmu dla nastolatków z 1956 roku
"The Girl Can’t Help It". Ścieżka dźwiękowa filmu – która obejmowała występy Little Richarda, Gene Vincenta i innych ulubieńców Beatlesów – bez wątpienia przyczyniła się do ochrypłego, rockandrollowego klimatu w stylu vintage.

 


32. ONE AFTER 909 Album: Let It Be   (1969) 

Ta melodia od lat znajdowała się w szufladzie zestarymi piosenkami Beatlesów, po raz pierwszy pojawiła się jako rozchwiany, bluesowy przekładaniec podczas sesji nagraniowej w marcu 1963 roku.
Zanim zajęli się tym ponownie podczas występu na dachu w styczniu 1969 roku w Apple, Beatlesi byli prawie skończeni jako grupa, ale w końcu byli w stanie tchnąć życie w melodię, podkręcając ją rock and rollowym beatem z profesją wytrawnych wykonawców, którymi byli. Harrison wykonuje country-rockowe solo, używając swojego palisandrowego Telecastera.
 

 31. NORWEGIAN WOOD Album: Rubber Soul   (1965) 

To akustyczno-rockowe arcydzieło, napisane przez Lennona, nie różni się niczym od "Here Comes the Sun" (patrz nr 4), ponieważ jest akompaniamentem folkowej melodii akordowej, w który gitarowe solo mogłoby z łatwością stać się samodzielnym utworem instrumentalnym, tutaj z melodią wokalną.
wygodnie wplecione w akordy. Jednak w przeciwieństwie do "Here Comes the Sun", melodia znajduje się raczej pośrodku niż na górze głosów akordów i jest wykonywana z pełniejszym brzdąkaniem na płynącym metrze 6/8. Lennon wykonał "Norwegian Wood" tak, jakby utwór był w tonacji D, zwrotki były w tonacji D-dur, a sekcje przerywnikowe przełączały równoległą tonację moll w tonacji d-moll, i użył kapa na drugim progu w swojej gitarze, aby przetransponować wszystko o cały krok. odpowiednio do E-dur i E-moll.

 


 

Całe zestawienie:
   Nr: 50 - 41
   Nr: 30 - 21
   Nr: 20 - 11
   Nr:  10 -1

(seria w trakcie pracy)

 

 Historia The Beatles
History of  THE BEATLES



 

50 NAJLEPSZYCH GITAROWYCH PIOSENEK THE BEATLES (1)

 

 

 
Magazyn Guitar World opublikował jakiś czas temu (film "Get Back" ożywił media) szalenie ciekawy artykuł pod tytułem "50 najlepszych gitarowych piosenek The Beatles". Po przeczytaniu go z pewnością spojrzycie czasem inaczej na wymienione w zestawieniu piosenki. Oczywiście w tym ciekawym wyborze  jego Autorów (trzech dziennikarzy: Christopher Scapelliti , Damian Fanelli, Jimmy Brown) nie chodziło im o jakieś wybitne długie, wirtuozerskie gitarowe solówki,  lecz o bardziej wgłębne, intymnie muzycznie spojrzenie w głąb piosenek i co zmieniły w nich (dodały, wzbogaciły) partie gitary. Sami Autorzy tak to opisali: Tworząc tą list spojrzeliśmy poza nasze ulubione piosenki zespołu i zastanowiliśmy się gdzie John Lennon, Paul McCartney oraz George Harrison pokazali swoje talenty jako gitarzyści, czy to w solo, riffie czy technice czy też poprzez wnikliwy dobór instrumentów i ich aranżację. W przypadku niektórych piosenek poszliśmy o krok dalej i przeanalizowaliśmy pracę gitary, aby dać ci wgląd w magię, która sprawia, że te momenty [w piosence] są tak wyjątkowe. Czytając ten artykuł, analizując te zestawienie, uzasadnienie wyboru, naprawdę po raz kolejny, który to już raz, muzyka Fab Four odkryła przede mną swoje nowe oblicze.
Opisujący każdy utwór dziennikarze, z pewnością znawcy gry na gitarze, potrafili dostrzec w piosenkach niuanse, o których zwykły słuchacz nie ma pojęcia, co nie przeszkadza mu zachwycać się, jednocześnie opisy przy piosenkach są krótkie, zwięzłe, nie nużące żargonem muzycznym, choć czasami...  To także całkowicie inne zestawienie piosenek zespołu, nie biorące pod uwagę pozycję piosenki na listach, jej popularność, melodykę, przebojowość. Stąd w  50-ce nawet "Flying". Fascynujący top, bez dwóch zdań. W tytule każdej piosenki umieściłem link do jej opisu na blogu. Oczywiście podzieliłem cały ten tekst na kilka odcinków, po kilka piosenek w każdym, odliczając w górę.



50.  ACROSS THE UNIVERSE - Album "Let It Be… Naked (2003).
John Lennon po latach piosenkę tą opisał słowami "kiepskie nagranie świetnej piosenki", krytykując tym samym własną pracę nad nią. Był dla siebie zbyt surowy. Jego niedoskonała gra na gitarze akustycznej poprzez swój wokalny przekaz oddały szczerość utworu, chociaż dograne smyczki oraz gitara elektryczna przesłoniły trochę delikatność i intymność jego wykonania. Wydanie "Let It Be... Naked" zawierało wersję piosenki bez upiększeń, którą może i John by zaakceptował. 
 

49.  FLYINGAlbum: Magical Mystery Tour (1967)

Mocno pulsujące tremolo na gitarze rytmicznej sprawia, że instrument brzmi tak, jakby zbaczał nieco poza rytm, nadając piosence narkotycznej, zgodnej z tytułem ospałości. (W filmie "Magical Mystery Tour" właśnie utwór "Flying" towarzyszy scenom kręconym wysoko ponad chmurami). Krystaliczna gitara akustyczna, która pojawia się około 13 sekund przed końcem, nadaje piosence klimat country, którego kulminacją jest smaczna, podwójna zagrywka, który leniwie wije się po gryfie. Magia!

 
48.  HELTER SKELTERAlbum: The Beatles  (1968)
 
Beatlesi nagraniem pokazują mocną stronę heavy metalu. McCartney odkłada tutaj na bok swoje obowiązki basisty i zakłada swojego Fendera Esquire by wstawić do utworu zuchwałą rytmikę podczas gdy Harrison prowadzi główną linię na Lucy, gitarze Les Paul Standard z 1957 roku, podarowanej mu przez Erica Claptona. Najlepszą robotę jednak robi tutaj na basie Lennon (Fender Bass VI). Jego niechlujna ale natchniona gra napędza piosenkę i zapewnia jej właściwą rytmikę. 
 

 47.  YESTERDAYAlbum: Help!  (1965)

Melancholijna ballada McCartney'a z gitarą akustyczną stanowiła symboliczny, kluczowy punkt w karierze Beatlesów jako zespołu, ponieważ była to ich pierwsza piosenka, w której trójka pozostałych muzyków nie brała udziału. Paul nastroił gitarę o cały jeden stopień (od niskiego do wysokiego D G C F A D) i wykonał ją tak, jakby była w tonacji G, z rozstrojeniem transponującym ją w dół do tonacji koncertowej F. Mogło to mieć na celu umieszczenie melodii wokalu w optymalnej tonacji dla McCartney'a, na pewno sprawiło, że nuty basowe brzmiały głębiej i były bogatsze, podczas gdy rozluźnione napięcie strun przyczyniło się do grubszej faktury akordów [tu trzeba wierzyć, że kto gra na gitarze zrozumie ten fragment lepiej - Autor bloga]



 46.  FOR YOU BLUE Album: Let It Be  (1970)

Napisany przez Harrisona to pozornie dziwny song w katalogu nagrań The Beatles, taki bluesowy trening w D, jedna z nielicznych wypraw zespołu na terytorium 12-barowego bluesa. Okazuje się, że Lennon przejmuje tutaj rolę gitarzysty prowadzącego, dostarczając nagraniu porywającą solówkę na gitarze steel (Hofner Hawaiian Standard) w tonie D. Żeby było jeszcze dziwniej, używa łuski naboju strzelby jako suwaka. Ponadto w nagraniu nie ma gitary basowej, McCartney gra na fortepianie i nie ma w nagraniu żadnych dogranych nakładek [widzimy to na filmie "Get Back" Jacksona - Autor]

 


  45.  FREE AS A BIRD - Album: Anthology  (1995)

Wydany w 1995 roku utwór (pośmiertny Johna) oparty na demo zmarłego muzyka. Nagrany przez pozostałą trójkę podejmuje próbę wskrzeszenia ducha dni chwały grupy.  Gdy inni będą się spierać o nijakość tekstu, to trudno w tym utworze znaleźć błędy w kłującej grze Harrisona. Zaczynając od kilku powściągliwych wersów, George pozwala swojej grze wznieść się w solówce, tak naprawdę jedynej  chwili, kiedy piosenka unosi się w powietrzu. 


 
44.  SGT. PEPPER'S LONELY HEARTS CLUB BAND (REPRISE)Album: Sgt. Ppepper's Lonely Hearts Club Band   (1967)

Rockowa powtórka otwierającego album utworu nagrana szybko podczas jednej sesji  zawiera ognistą grę Harrisona na gitarze prowadzącej. Nagrana szybko podczas jednej sesji, ta rockowa powtórka otwierającego album utworu zawiera ognistą grę na gitarze prowadzącej Harrisona. Utwór jest szybszy od tytułowego oraz o jeden krok od niego niższa, chociaż w połowie moduluje już cały krok. Modulacja to technika rzadko spotykana w kompozycjach The Beatles, choć "I Love Her" to kolejny jej przykład w dyskografii zespołu (uprzedzając: patrz na poz. nr 30)
 
 

 

43.  I  WILLAlbum: The Beatles   (1968)

W tej cichej, miłosnej piosence, napisanej przez McCartneya, występuje tylko on jako główny i harmonijny wokal, dwie gitary akustyczne i śpiewany przez scat „bas wokalny”, z instrumentami perkusyjnymi Lennona i Starra.
McCartney dograł do swojej głównej, brzdąkanej partii gitarowej drugą, melodyjną partię graną w stylu rockabilly w stylu przypominającym grę głównego gitarzysty Elvisa Presleya, Scotty'ego Moore'a, wybierając synkopowane, dźwięczne melodie zbudowane wokół akordu F6, z dekoracyjnymi bluesowymi dodatkami. Wiele lat później gitarzysta The Cars, Elliot Easton, zagrał podobną linię w refrenach do "My Best Friend’s Girlfriend".
 

 
42.  THE BALLAD OF JOHN AND YOKOAlbum: 1967–1970   (1973)

W tym małym musicalu z 1969 roku, opowiadającym o ślubie i miesiącu miodowym Lennona i Yoko Ono, akustyczne brzdąkanie Lennona nadaje zaraźliwy rytm utworu, podczas gdy jego elektryczna gitara wypełnia wołanie i odpowiedź z jego wokalem.
Utwór został napisany i nagrany w kwietniu tego samego roku, świeżo po sesjach "Let It Be", w których grupa próbowała wrócić do swoich rock and rollowych korzeni. To mogło zainspirować kierunek muzyczny Lennona tym utworem, który zamyka riffem gitary elektrycznej, przypominającym "Lonesome Tears in My Eyes" Dorseya Burnetta, który Beatlesi nagrywali na początku swojej kariery.

 


 

41.  YER BLUESAlbum: The Beatles   (1968)

Lennon napisał tę piosenkę z 1968 roku jako niegrzeczny sygnał elektrycznego boomu bluesa, który szturmem opanował Londyn, ale wyrażane przez niego samobójcze uczucia były szczerym wyrazem tego, jak czuł się uwięziony zarówno w swoim nieszczęśliwym pierwszym małżeństwie, jak i w Beatlesach.
Podobnie jego prymitywne dwudźwiękowe solo można uznać za kpiącą pogardę dla zręcznych białych naśladowców tego gatunku, ale gra riff, dopóki nie jest tak surowy, jak jego emocje. Kontynuował ten proto-punkowy styl gry na gitarze w swoim solowym debiucie z 1970 roku, John Lennon/Plastic Ono Band.
  

 


 

 Całe zestawienie:
   Nr: 40 - 31
   Nr: 30 - 21
   Nr: 20 - 11
   Nr: 10 -1

(seria w trakcie pracy)

 

 Historia The Beatles
History of  THE BEATLES



 

 

Film "GET BACK" - Peter Jackson o filmie (4)

 

To przypuszczalnie ostatni mój post poświęcony filmowi, choć jak mawiał James Bond, "never say never". W dzisiejszym tekście oddaję głos reżyserowi filmu. Peter Jackson po skończeniu filmu musiał zmierzyć się z niektórymi zarzutami, że "starał się w swoim filmie  wybielić" sytuację w The Beatles. W oryginalnej wersji filmu "Let It Be" słynna scena w sumie niewielkiej kłótni pomiędzy Paulem i  George'm urosła do miana symbolu wewnętrznego rozpadu w zespole i końca łączącej ich przyjaźni. W nowej wersji filmu ta scena jest oczywiście ukazana jak również inne, które również można by było potraktować tak samo. Zanim w zespole wszystko się poprawiło musieli przejść przez kilka trudnych momentów i zdaniem reżysera to właśnie jest wspaniałe.

JACKSON: Wszystko szło nie tak. Jako ktoś, kto lubi opowieści bardzo cieszyłem się, że poszło w tą stronę. Ponieważ najnudniejszym filmem byłoby gdyby Beatlesi przybyli do studia Twickenham, odbyli dwa czy trzy tygodnie prób, które poszłyby im świetnie. Tak miało być. Kręcą specjalny film telewizyjny, to jest fantastyczne. Nagrywają album i wszystko jest OK. Byłoby to oczywiście mniej  interesujące niż gdyby wszystko nie szło im gładko. Michael Lindsy-Hogg kręcił to wszystko. Z różnych powodów jednak wszystko nie układa się zbyt pomyślnie. Nieustannie próbują układać tory przez pociągiem aby ten się nie wykoleił i uzyskać jakąś dobrą jakość  z chaotycznego projektu w którym biorą udział. Z punktu widzenia The Beatles, myślę że dowiadujemy się dużo o ich osobowościach, o tym jakimi są ludźmi, ponieważ reagują na rzeczy, które się nie udają, na to co nie działa dobrze. Kiedy masz do czynienia z kryzysem, tak naprawdę dowiadujesz się trochę więcej o ludziach, których obserwujesz. Szczerze mówiąc dla mnie jako dramaturga to było świetnie, że wszystko tam nie toczyło się tak jak sobie zaplanowali. Jestem za to bardzo wdzięczny.

W filmie jak wiemy robi się wesoło, jeśli nie wręcz w stylu Monty Pythona. Dzieje się tak nawet w momentach z nagrań w Twickenham, a  a zwłaszcza gdy Beatlesi rozsądnie wracają do własnego studia Apple i wprowadzają w swoje grono Billy'ego Prestona jako piątego Beatlesa. Sami Beatlesi, zarówno ci żywi, jak i ci martwi, przez lata pozostawili po sobie szereg cytatów opisujących tworzenie „Let It Be” jako tylko nieszczęśliwe, traumatyczne zdarzenie. Przez to album był postrzegany jako ich „album rozwodowy”, mimo że zakończył się tak dobrze, że prawie natychmiast zabrali się do następnego, "Abbey Road", ostatniego albumu, który nagrali, ale przedostatniego, który został wydany. Więc  Peter Jackson mówi pozostałym dwóm członkom zespołu, że jeśli wspominają to wydarzenie  jako traumatyczne, to mają syndrom fałszywej pamięci, gdyż tak naprawdę faktycznie  wtedy dobrze się bawili. A było to tak. W grudniu 2017 Paul McCartney przybył do Nowej Zelandii na trasę koncertową i przy okazji spotkał się tam z Jacksonem by podyskutować o projekcie. 

JACKSON: Miałem ze sobą iPada, udałem się z nim do jego garderoby, uścisnęliśmy sobie dłonie i powiedziałem: 'Paul, widziałem wszystkie odrzuty z "Let It Be".  Spostrzegłem zdenerwowanie na jego twarzy. No bo on był tam, w 1969, ale nie widział materiału filmowego. Powiedział tylko: "Tak?". Widziałem na jego twarzy rysujący się niepokój. Powiedziałem: "Słuchaj, cokolwiek myślisz, to nie jest tym, o czym myślisz. Bo sądziłem, żę będzie tam smutek, a jestem zdumiony jak tam wszystko jest takie zabawne i szczęśliwe. To jest zupełnie inne niż to, czego się spodziewałem". Paul:"Tak, naprawdę?" I wtedy zacząłem pokazywać mu na iPadzie różne fragmenty... Potem jeszcze kilka razy udawałem się do Los Angeles i pokazywałem to Ringo. I zacząłem ich przekonywać do myśli, że doświadczenie z "Let It Be" nie było tym, co zapamiętali. Ponieważ pamiętali film, który ukazał się w maju 1970 roku, czyli w trakcie rozstania. To musiał być dla nich taki nieszczęśliwy, stresujący okres. Przez to narzucili sobie wszystkie wspomnienia z sesji "Get Back" takie jakie pokazane zostały w "Let It Be". Tak więc tamten film  był dla nich symbolem bardzo nieszczęśliwego czasu, który osobiście doświadczali w czasie rozpadu zespołu i wszystkie te myśli przenieśli na sesje "Get Back", co oczywiście jest niesprawiedliwe, ponieważ to wszystko wydarzyło się 15 miesięcy wcześniej. Musiałem delikatnie pokazać Ringo i Paulowi, że nie do końca tak to pamiętają. To nie jest maj 1970 a styczeń 1969... Ale muszę, że pomimo tego wszystkiego co ukazało się w książkach i w wywiadach "Antologii, w których wszyscy mówili, jaki to był nieszczęśliwy czas, dwa głosy były głośne i wyraźne, które mówiły coś przeciwnego. Jeden należał do Michaela Lindsay-Hogga, który zawsze powtarzał: "Cóż, nie było tak źle, jak myślą ludzie".  Rozmawiałem z nim o jego filmie, ponieważ jego film też nie był zły. To znaczy, jego film jest w porządku, jeśli spojrzeć na niego w kontekście, że nie jest filmem o rozstaniu. Jeśli jest jakiś argument przeciw jego filmowi, to jest to to, że zmienili taśmę z 16 mm na 35, co w 1970 roku spowodowało, że obraz był trochę szorstki, ziarnisty, kolory stonowane, co dodaje trochę mroku, od strony technicznej. To wcale nie jest film o rozstaniu.  


Drugą osobą był Glyn Johns, który przecież był tam codziennie, nagrywał ich muzykę i produkując ją. I on zawsze powtarzał: "Nie wiem, dlaczego ludzie tak myślą o sesjach 'Get Back'. Byłem tam i każdego dnia przez cały dzień się śmiałem". Tak więc Glyn i Michael byli głosami sprzeciwu przez te wszystkie lata, gdy nędzna reputacja [sytuacji między Beatlesami] rosła i budowała. I ich zdanie było w 100% właściwe, zgodne. To inni ludzie zdecydowali o złej sławie "Let It Be"...

Zacząłem doceniać bardziej te wszystkie piosenki. Gdybyś zapytał mnie pięć lat wcześniej o numery jak  "I’ve Got A Feeling", "Dig a Pony", "Two Of Us",  to wszystkie one znalazłyby się w trzeciej, mojej ostatniej części ulubionych piosenek The Beatles. Teraz kocham te piosenki. Może dlatego, że żyłem z nimi przez ostatnie cztery lata. "Dig A Pony" - co za wspaniała piosenka. I oczywiście "Let It Be".  "The Long and Winding Road" i "Get Back", które są klasykami. Ale ja naprawdę kocham "One After 909". Uwielbiam jej wykonanie w czasie występu na dachu, dlatego, że została nakręcona w tak dynamiczny sposób… John napisał ją gdy miał 15 lat. Wskrzeszają ją ponieważ szukają materiału. Potrzebują 14 piosenek i wracają do swoich starych młodzieńczych list napisanych przez siebie i nigdy nie nagranych piosenek. Sprawdzają, czy nie było tam czegoś, co nie było kompletnym gównem. Mamy materiał filmowy, na którym grają całą masę tych starych piosenek. Wylądowali przy "One After 909" i George mówi: „To naprawdę dobra piosenka. Powinniśmy to zrobić”. John mówi: „Cóż, zawsze chciałem zmienić słowa. Były straszne”. Paul na to: „Nie, to fantastyczne słowa. Zróbmy to”. No i wskakują w tę swoją starą piosenkę z dzieciństwa. Potem na dachu po prostu wykonali ją tak, jakby fantastycznie się nią bawili i czuli ze sobą. To są faceci, którzy po prostu mogą sobie wykonać piosenkę, nad którą pracowali, gdy mieli 15 lat. Kocham ją, to świetna rock'n'rollowa piosenka.



Czy Jackson identyfikował się jakoś szczególnie z którymkolwiek z Beatlesów? Z pewnością jako reżyser utożsamiałby się z tym co widać było w Paulu, jego silne pragnienie  Paula, aby, jak powiedział wcześniej, postawić tory przed pociągiem w projekcie, który może stracić jakikolwiek impet? Jackson przygotowuje starannie grunt pod swoje przemyślenia na ten temat: W kontekście całego materiału filmowego i całego materiału rozumiem nieco bardziej dynamikę Beatlesów. Jest słynna kłótnia między George'm i Paulem, która znajduje się w filmie z 1970 roku, to jest „Let It Be”, którą również mamy w nowym filmie. "Zagram wszystko, co chcesz bym zagrał". Ale mamy tą scenę teraz w kontekście znacznie dłuższej rozmowy. Ze względu na rzeczywistą długość nowego filmu, ten fragment znajduje się w środku 10-minutowej rozmowy. Obaj mają rację. George stara się, aby piosenka była tak dobra, jak tylko może, i czuje, że jest poganiany i popychany. Jest ponaglany i popychany, ponieważ Paul zdaje sobie sprawę, że zobowiązał się do 14 nowych piosenek w mniej niż dwa tygodnie. Paul jest jakby reżyserem. Byłem na planie filmowym, jest druga po południu, a my jesteśmy dopiero w jednej trzeciej zadania na ten dzień i musimy resztę nakręcić. Zaczynam się zachowywać dość źle na planie: Chodźcie, chłopaki. Pośpieszcie się. Nie rób tego". Obserwuję  Paula i myślę: „Tak, ma rację”. Ale z drugiej strony George też ma całkowitą rację. Mówi: „Cóż, mogę grać tylko tak, jak chcę. Możesz mnie popychać, ile chcesz, ale nie osiągniesz lepszego wyniku. Mam swój proces”. Po prostu rozumiesz, że ci dwaj faceci mają po prostu zupełnie normalne, rozsądne opinie i to sam projekt narzucił im ten termin, który wydobywa to na powierzchnię. George jest świetny, ponieważ jest tak pragmatyczny. Mówią o wyjeździe do Libii na przedstawienie w amfiteatrze i zdają sobie sprawę, że jeśli będą mieć  w Libii publiczność pełną lokalnych Arabów, to ci nie zrozumieją ani słowa, które zaśpiewają Beatlesi. Będą tam po prostu siedzieć i się nudzić. Beatlesi zdali sobie sprawę, że potrzebują anglojęzycznej publiczności w amfiteatrze w Libii. Będą musieli wynająć statek i przetransportować całą publiczność na koncert do Libii, a George mówił: „Ile to będzie kosztować? To będzie szaleństwo”. Następnie Paul mówi: „Cóż, możemy uzyskać QE2”, który w tamtym momencie był zupełnie nowym statkiem. John mówi: „Cóż, dadzą nam to za darmo, ponieważ damy Królowej duży rozgłos. Jeśli dadzą nam QE 2 za darmo, wyobraź sobie rozgłos, jaki uzyskają”. George mówi, mówi: „Myślę, że jesteś cholernie szalony. (Ludzie) nawet nie dadzą nam darmowego wzmacniacza”.
George jest wspaniałym, pragmatycznym facetem, który pozbawia iluzji trójkę pozostałych facetów, którzy wkraczają w supernową  swoich wzlotów fantazji. Mówi po prostu: „To się nigdy nie stanie”. Naprawdę, tutaj czuję duży związek z George'm. Jako filmowiec, ostatecznie, musisz po prostu przejść do podstawowych, nagich realiów, do rzeczywistości i tego co masz.  George jest facetem, którego chcesz w grupie. Chcesz, żeby w twojej grupie był John i Paul, ponieważ chcesz, żeby ten geniusz podążał w tych szalonych kierunkach, ale zawsze chcesz, żeby George w twojej grupie , by powiedział czasem: To cholernie głupi pomysł. Naprawdę doceniam za to George'a. Byłby świetny na planie filmowym, ponieważ jest facetem, który po prostu wycina wszystko co niepotrzebne.  Jako czwórka tworzą niesamowitą jedność. 
Ringo jest w tym najmniej zaangażowany, ale jest spoiwem, które spaja.  Musi tam być, na tej swojej podwyższonej perkusji. Nie wie co zagrają George, Paul lub John. Nie mają przecież żadnego planu. Nagle po prostu zaczynają grać jakąś piosenkę, a on musi tam być. Mogą się wygłupiać, stroić żarty, ale jak tylko zaczną grać, on musi być na posterunku. Nie ma czasu na relaks. Żal mi Ringo. Musi przez cały czas być skupiony na tym co robi trójka no i skoncentrowany. Nie wygląda, jakby przez większość czasu dobrze się tam bawił ale dlatego, że musi być występ. jest sercem grupy, jednocześnie świetnym perkusistą. The Beatles są The Beatles. Nie są Johnem Lennonem i The Beatles ani Paulem McCartney'em i The Beatles. Ich cała czwórka jest The Beatles jako jedno. Uważam, że tak to ludzi odbiorą oglądając film. Nie tak, że "John Lennon był geniuszem", "Paul McCartney był geniuszem" a "George Harrison był niedoceniony". Oczywiście, że wszystkie te historie, które czytasz mogą tak to wszystko przedstawiać ale myślę, że ludzie odbiorą  z tego, że The Beatles byli i zawsze będą zespołem czterech facetów, nawzajem się wspierających, lubiących siebie i okazujących sobie sympatię. Na każdym kroku wspierających się nawzajem.



 

 Historia The Beatles
History of  THE BEATLES